Rem - Everybody Hurts
Moje nowo wynajęte londyńskie mieszkanie wyglądało jak skrzyżowanie pokoju hotelowego z dopiero co splądrowanym domem. Wszędzie nierozpakowane walizki, porozrzucane ubrania. Potłuczone ramki i porwane zdjęcia.
Minął już tydzień, a ja nadal nie potrafiłam się pozbierać. Ten dzień żył we mnie jak pasożyt, nie dało się go pozbyć.
- Tak - wyszeptała Bella, przyjmując tym samym oświadczyny klęczącego przed nią Edwarda. Rozległy się gromkie brawa. Wszyscy byliśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, tym bardziej po tym, co ostatnio przeszliśmy.
- Mamusiu, gdzie jest tata? - zapytała mnie Maybel, moja córka. To zadziwiające, że przyszła na świat dopiero dwa miesiące temu, a wyglądała już jak trzylatka.
Właśnie. Gdzie się podziewał Carlisle? Nie widziałam go od dobrej godziny. Może stało się coś złego? Nie, nie powinnam być złej myśli, nie w takim momencie. Mój mąż na pewno zaraz wróci, cały i zdrowy. Ostatnio zachowywał się jednak dziwnie. Od przyjazdu Denali i przyjaciół z różnych części świata bardzo się zmienił. Spędzał więcej czasu w domu, lecz nie z rodziną, a siostrami z rezerwatu. Z Tanya konkretniej. Przestała obchodzić go żona, dziecko, obowiązki. To nie był już ten Carlisle, którego znałam. Którego tak kochałam.
- Esme, już czas - ponaglała mnie Carmen, przejmując uśmiechniętą Maybel. Gdyby wiedziała wtedy, że jej przyszłość nie rysuje się w różowych barwach...
Światła powoli gasły, pozostawiając niesamowity nastrój w ogrodzie. Wszyscy goście usiedli w wyznaczonych miejscach, przy białych stołach ozdobionych bukietami róż, zaciekawieni zapowiadanym przed sekundą występem. Moim występem.
Najbliżej miejsca, w którym stałam, siedziała Bella, ubrana w zieloną suknię ulubionego projektanta Alice, Edward w czarnym smokingu oraz jego rodzeństwo. Trochę dalej zasiadali przyjaciele z Egiptu, za nimi Francuzi oraz Japończycy. Zdziwił mnie jednak fakt, że przy stoliku zajętym przez siostry Denali nie stwierdziłam obecności Tanyi. Trudno było nie łączyć tego ze zniknięciem Carlisle'a, przypuszczenia nasuwały się same.
- Edwardzie, wiesz może, gdzie podziewa się tata? - zapytałam go w myślach. Jego odpowiedź - przeczące pokręcenie głową - podziałała jak kubeł zimnej wody.Teraz wiedziałam już, że moje wcześniejsze domysły mogą okazać się prawdą.
Ale z drugiej strony, nie spodziewałabym się takiego czegoś po nim. Chociaż byliśmy ze sobą tyle czasu i ostatnio bardziej liczyły się dla niego inne kobiety.
Zrobiłam trzy kroki do przodu i weszłam na scenę, a raczej kamienny podest z wykutymi z obu stron szerokimi schodkami. Jeszcze raz rozejrzałam się wokoło, lecz, jak go nie było, tak go nie ma. No cóż, zacznę bez niego, pomyślałam, powstrzymując łzy. Usiadłam przy fortepianie i drżącymi rękami ustawiłam mikrofon na odpowiednią wysokość.
Zaczęłam wygrywać pierwsze takty ballady.
Muzyka, którą komponowałam, zawsze przenosiła mnie w inny świat. Ten lepszy świat, bezproblemowy. Nie inaczej było w tym przypadku. Przed oczami stanęły mi najszczęśliwsze chwile w mojej długiej egzystencji.
Umierałam każdego dnia,
Czekając na Ciebie,skarbie
Kochanie, nie bój się,
Kochałam cię przez
Tysiąc lat
Będę kochać
Jeszcze przez tysiąc
Sztuką było wyrwać mnie z takiego transu. Ale jemu udało się to bezproblemowo.
Przerwałam w połowie drugiej zwrotki, przecierając oczy, zdumione tym, co ujrzały. Publiczność zareagowała co najmniej dziwnie, do czasu, kiedy zobaczyła to, co ja.
Na polanę, na której odbywały się zaręczyny Belli i Edwarda, wpadli Carlisle i Tanya, złączeni namiętnym pocałunkiem.
Miałam ochotę krzyczeć. Wrzeszczeć z bólu i rozpaczy. Błagać, aby ktoś zabrał mnie z tego okrutnego miejsca na drugi koniec świata.
Różnego rodzaju leki znalazłam w szafce w kuchni. Zadanie miałam ułatwione, ponieważ urodzenie Maybel z niewyjaśnionych przyczyn zmieniło mnie na powrót z człowieka. Na kartce wyrwanej z bloku rysunkowego, napisałam :
"Przepraszam, ale nie mogłam inaczej. Wiem, że życie bez ciebie nie miałoby już dla mnie żadnego sensu. Życzę szczęścia z Tanyą. Widać, ona dała ci to, czego ja nie mogłam. Proszę, zaopiekuj się dziećmi, nie pozwól, żeby stało się im coś złego.
Esme"
Teraz nie było już odwrotu. Policzyłam do trzech i połknęłam wszystkie tabletki. Zaledwie kilka chwil później osunęłam się na podłogę, zachłannie walcząc o każdy oddech. Nie czułam już nic. Zanim ciemność pochłonęła mnie całkowicie, usłyszałam pukanie do drzwi, jakby znajome.
Ale nie mogłam ich otworzyć, bo nie było już niczego.
Nie było już mnie.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````
Ahh, jak ja lubię pisać dramaty! Nie wiem czemu, ale podobno wychodzą mi najlepiej.
Ze świętami nie zdążyłam, tak więc życzę Wam Wesołego Sylwestra ( potraktujmy ten rozdział jako prezent z okazji sylwestra :))
Mam pomysł na dokończenie tego opowiadania,więc jakbyście chcieli, to kiedyś mogę tam coś dopisać :D
Koocham <3
Ps. Wreszcie uzupełniłam zakładkę "Autorka". Czeka tam na Was niespodzianka, czyli zdjęcie mojej brzydkiej twarzy :**