sobota, 30 marca 2013

Rozdział XXI

Rosalie 

Guns N' Roses - Estranged

    Narada trwała już dobre dwie godziny. W tym czasie udało nam się wymyślić kilka planów awaryjnych i jeden główny, który mieliśmy zastosować.
    Mama chciała uciekać z miasta, zaszyć się gdzieś i przeczekać, co nie podobało się Edwardowi. Brat wszystkimi siłami odwodził ją  od tego pomysłu, ponieważ bał się o Bellę i jej ojca, który ostatnio niedomagał na zdrowiu.
    - Nie możemy ich tak zostawić i uciec, gdzie pieprz rośnie - przekonywał z pasją godną szewca.
    Ostatecznie, wszyscy przystaliśmy na jego oponowania. Jeśli więc decydowaliśmy się stawić czoła i walczyć, potrzebowaliśmy wsparcia.
    Tata chciał zadzwonić do sióstr Denali. Początkowo przystaliśmy na jego propozycję, lecz potem stwierdziliśmy, że powinniśmy dać sobie radę w siódemkę.
    - Carlisle, wplątywać w to Denalczyków - powiedziała mama. 
    Bellą miała zająć się Alice. W jej wizjach co rusz pojawiały się momenty, w których Heidi znajduje dziewczynę i rozrywa na strzępy, a potem nadchodzi kolej komendanta. Ciekawe, skąd nomadka miała takie informacje?
    - Stawiam dychę, że wpisała w Google - skwitował Emm, za co dałam mu kuksańca w bok.
    - Daruj sobie na razie takie żarty - powiedziałam mu. - Pośmiejemy się, gdy będzie już po wszystkim.
    Dyskusja zakończyła się niedługo po tym. Rozeszliśmy się do swoich pokoi, by w ciszy przemyśleć wszystko, może spokojnie porozmawiać, poczytać jakąś książkę lub, tak jak w przypadku moim i Miśka, zwyczajnie odpocząć.
    - Skarbie, jak myślisz, uda nam się? - zapytałam go, gdy zamykałam drzwi od naszej sypialni.
    Poprawił poduszki na łóżku i usiadł na nim.
    - Na pewno. Nie damy jakiejś zołzie się tu panoszyć.
    - W sumie tak. Ale najbardziej boję się jej daru. Taka mgła to nie są przelewki, tym bardziej, że nikt w rodzinie nie posiada czegoś takiego, co skutecznie by ją zablokowało. Coś jak pole siłowe, tarcza.
    Zastanawiałam się nad tym już od dłuższego czasu. Czy umiejętności Heidi są aż tak potężne, że nikt nie może ujść cało w starciu z nią? Czy jeśli naprawdę tak to wygląda, to czemu nie dołączyła ona do Volturi? 
    Wzdrygnęłam się na myśl o tej włoskiej rodzinie, która od zawsze kojarzyła mi się z gangiem mafiozów mającym ogromne wpływy w świecie.
    Zajęłam miejsce koło Emmett'a.
    - No już, nie przejmuj się - powiedział. - Spędźmy tę noc...trochę inaczej!
    Jego propozycja była bardzo kusząca. Przekomarzałam się z nim trochę, aż w końcu oboje odpłynęliśmy łodzią namiętności.

Carlisle

    Mój szef nie był specjalnie zadowolony, kiedy wpadłem do jego gabinetu w szpitalu i oznajmiłem, że potrzebuję kilka dni urlopu. Uznałem, że lepiej będzie zrobić to osobiście, aniżeli przez telefon.
    - Cullen! Co to za najście? Myślałem, że będziecie w pracy dopiero za 4 godziny.
    Stanąłem koło jego biurka.
    - No tak, ma się rozumieć. Ale wynikły pewne sytuacje, które nie pozwalają mi przybyć na dyżur.
    Jeffey spojrzał na mnie z wyrzutem, ale udałem, że tego nie widzę. Przejechałem wzrokiem po jego okazałym zbiorze dyplomów oprawionych w ramki i widokiem prawie pustego parkingu za oknem.
    - Jakie? - zapytał.
    Zastanowiłem się chwilkę. Moje dziecko ma ospę, moja żona rodzi, mój tata znalazł sobie kobietę i jutro wychodzi za mąż, złamałem nogę w czterech miejscach, brat wychodzi z więzienia, Edward bawił się nożyczkami, rozciął ucho. Nie, potrzebowałem czegoś nowego. 
    - Mówże!
    Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:
    -  Żona zrobiła mi ostatnio awanturę, że za dużo czasu poświęcam pracy i od dwóch dni się do mnie nie odzywa. Chciałem ją jakoś udobruchać i gdzieś zabrać - puściłem mu perskie oko.
    - A, wiem coś o tym. Moja Eleonor ciągle robi mi wyrzuty z powodu pracy. Dlatego zatrudniła się tu w szpitalu w charakterze salowej, żeby mieć na mnie oko.
    Zaśmiał się, jakby opowiadał mi najśmieszniejszy dowcip na całym wielkim świecie. 
    - Dobrze, Cullen, idźcie już. Załatwione. Tylko pamiętaj - masz tydzień. I ostrożnie, pięcioro dzieci wam w zupełności wystarczy.
    No jasne, że wystarczy - pomyślałem. Ale ostrożni i tak byśmy nie byli.

Esme 


    Odłożyłam słuchawkę telefonu na widełki. Rozmowa z Denalczykami pozwoliła mi spojrzeć na naszą sytuację pod trochę innym kątem.  
    Garrett, który przed dołączeniem do rodziny Denali był częścią klanu Volturi, opowiedział mi  o zjawiskowej przeszłości Heidi.
    Okazało się, że, dzięki swoim niesamowitym zdolnościom, przez krótki okres trzech lat zajmowała miejsce u boku Ara. Z czasem stała się jego prawą ręką, a potem czwartą żoną. Gdy jednak okazało się, że powoli starała się go wyeliminować i przejąć wszystkie obowiązki po nim, lider rodziny postanowił zabić ją na oczach wszystkich strażników.
    Stało się jednak to samo, co niedawno na wyspie.
    Uciekła.
    - Skoro udało jej się czmychnąć Volturi, to nasza szansa na zabicie jej jest równa zeru - powiedziałam przerażona, kiedy siedzieliśmy w salonie. Słońce już dawno zaszło, a niebo groźnie pociemniało.
    - Na pierwszy rzut oka tak. Ale nic nie jest jeszcze przesądzone, kochanie - Carlisle próbował mnie uspokoić, głaszcząc wewnętrzną stroną dłoni po mym policzku.
    Wielka błyskawica przecięła niebo, zaczął padać ulewny deszcz. Wszystko na dworze pociemniało.
    - Ej, ktoś stoi koło drzewa - rzucił Emmett swobodnym tonem.
    Dopadliśmy do okna w ułamku sekundy.
    Faktycznie, ktoś stał. I łypał na nas rubinowymi oczami.
    - Czy to...- zaczęłam - Nie, niemożliwe!
    - Owszem, możliwe. To już czas.

 ................................................................


  Witajcie, robaczki!
  Jak zawsze spóźniona -.- Ale teraz miałam powód.
  Po pierwsze - mama oznajmiła, że jeśli będę mieć na świadectwie chociaż jedną tróję, to przepisze mnie do innej gimbazy, do której chodzą głupie osoby.
  Po drugie moja wena coś ostatnio się chowa, a jak już jest, to tylko w godzinach nocnych, kiedy nie mam siły wziąć telefonu do ręki, by coś zapisać.
  A tak poza tym, moje życie uczuciowe stoi pod znakiem zapytania, więc moje myśli kierują się bardziej na tych sprawach, aniżeli ku opowiadaniu.
  Ja wiem, nie jest dobrze - jeden rozdział na miesiąc, muszę coś z tym zrobić. Idzie wiosna (hahahahaha, dobry żart xd) czyli dłuższe dni, więcej słońca, może się uda.
  Oł, jak się rozpisałam! Starczy tego jak na jeden wieczór!
  Pozdrawiam wszystkich komentujących i anonimowych czytelników, 6 tysięcy, WE MADE IT!
  No i życzę Wam Wesołych Świąt! ;3

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział XX

Alice

Lana Del Rey- Dark Paradise

      Zamrugałam gwałtownie, wracając do rzeczywistości. W mojej głowie huczało, a myśli przepełnione były obrazami z wizji i czarnymi scenariuszami.
    - Wszystko w porządku? - Jasper siedział koło mnie z ręką na moim ramieniu, gotowy złapać mnie, w razie gdybym zachwiała się pod wpływem szokujących wizji.
    - Tak - zapewniłam go, siląc się na słaby uśmiech.
    - Kłamiesz. 
    Nie mogłam go dalej oszukiwać. Na początku wydawało mi się to dobrym tymczasowym rozwiązanie, oznajmienie, że Heidi, jest w Afryce i ani myśli na razie nas zaatakować, ale teraz dotarło do mnie, że zachowałam się jak egoistka.
    - Nie, nic nie jest w porządku - wyrzuciłam z siebie. - Heidi wcale nie zmieniła kursu, nie pobiegła do Afryki.
    Jego twarz stężała, stała się kamienną maską. Patrzył przed siebie, jakby w myślach mierzył nasze szanse na wygraną.
    - Czyli ona będzie tu...
    - W przyszły poniedziałek - dokończyłam za niego.
    Zamyślił się na chwilę, a potem odparł:
    - Dzwoń do rodziców, ja zajmę się Edwardem. 
    - Co zamierzasz zrobić?
    - Jak to co? Musimy zwołać naradę rodzinną.

Carlisle

    - Pora wracać, dzieci będą się niepokoić - powiedziała Esme. Oderwaliśmy się od siebie i ruszyliśmy do samochodu.
    - Możemy wstąpić po drodze do szpitala? Zostawiłem w gabinecie kilka dokumentów i chciałbym je dzisiaj wypełnić.
    - Oczywiście. Pod warunkiem, że będę mogła ci pomóc - uśmiechnęła się szeroko. No i jakbym mógł się nie zgodzić, kiedy pyta mnie taka anielica?  
    Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, gdyż poczułem wibracje w kieszeni spodni, a chwilę później rozległ się znajomy dźwięk mojego telefonu. 
    - Przepraszam - rzekłem do Esme, po czym wcisnąłem zieloną słuchawkę, żeby dowiedzieć się, co ma mi do powiedzenia Alice. 
    - Tato, musicie szybko przyjechać do domu, narada rodzinna, to pilne! - wypowiedziała z szybkością równą torpedzie i rozłączyła się.
    A co mogło chodzić? Co za nagła sytuacja? Obawiałem się, że moje przypuszczenia dotyczące Heidi mogły się sprawdzić. 
    - Nagła zmiana planów. Coś stało się w domu, musimy tam pojechać .
    Moja żona spojrzała na mnie zaniepokojona. Ona także spodziewała się najgorszego.

Edward

    W bibliotece było chłodno i cicho. Idealne miejsce, żeby poczytać jakąś ciekawą książkę i w spokoju porozmawiać z Bellą, która nie przepadała za spacerami w lesie. A do jej domu, gdzie czekał na mnie komendant Swan, gotowy zabić za jakiekolwiek czułości, nie spieszyło mi się za bardzo.
    - A ta? - pokazałem jej pierwszą lepszą książkę wyciągniętą z półki. - Przyda się?
    Bella roześmiała się głośno, za co bibliotekarka siedząca za biurkiem przy wejściu pogroziła jej chudym palcem. Mimowolnie spojrzałem na okładkę i aż zmroził mnie jej tytuł.
    "Kamasutra od A do Z". Fajnie.
    - No faktycznie kiedy indziej - odłożyłem ją na miejsce.
    Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i stanęli w nich Emmett z Jasper'em. Nie uszło to uwadze starszej pani, która i w nich wymierzyła swój krzywy palec.
    - Spokojnie, babciu, my tylko na małą chwilkę - odezwał się Emm. Ten to ma wyczucie!
    - Jak ty do mnie powiedziałeś, młody człowieku?! - nie dawała za wygraną. 
    - Ed, Bella, chodźcie, zanim ta babcia rozniesie mnie na strzępy! ONA MA LASKĘ, JA SIĘ BOJĘ!!
    Opuściliśmy budynek szybkim krokiem, słuchając pyskówek Miśka i głośnego jazgotu bibliotekarki, która w końcu chciała wezwać policję. Wnet przypomniała mi się historia sprzed kilku miesięcy, kiedy to pojechaliśmy z mamą do sklepu budowlanego, żeby wybrać tapetę do salonu. Z początku wszystko wydawało się zwyczajne - chodziliśmy między półkami, szukając fajnych wzorów, ale gdy Emmett wepchnął Alice na stoisko z dywanami, rozpętało się prawdziwe piekło. Biedna siostra zaplątała się w wykładzinach i nie mogła się wydostać, a jej bracie, zamiast pomóc, woleli rzucać w siebie pędzlami. 
    W końcu, wziąłem piłę motorową i goniłem ich po całym sklepie. Wszyscy ludzie uciekali w popłochu na parking, potykając przy tym różne rzeczy, przez co robił się jeszcze większy bałagan.
    Po kilku minutach zabawy przybiegli ochroniarze, unieruchomili nas i zakuli w kajdanki. Oczywiście, mogliśmy stawiać opór, ale po co to komu? Fajna zabawa z tego wynikła.
    Dwie godziny później byliśmy już wolni, ale w sumie nie do końca. Po długich przesłuchaniach i zapewnianiu, że jesteśmy zdrowi na umyśle, pojechaliśmy do domu, gdzie czekał na nas wściekły tata, który wygłosił godzinną pogadankę o naszym karygodnym zachowaniu. Zabrał nam telefony, telewizory, i samochody. Mało tego, musieliśmy z własnej kieszeni pokryć koszty zniszczeń.
    Ale i tak było warto.
    - Ej, co się dzieje? Dlaczego przyjechaliście? - zapytałem braci, gramoląc się na tył Jeep'a. 
    Najgorsze było to, że tak doskonale blokowali swoje myśli, że naprawdę nie wiedziałem o co chodzi!
    - Dowiesz się w domu, ale najpierw odwieziemy Bellę.
    Dziesięć minut później byliśmy już w domu.
    - Powie mi ktoś wreszcie, o co chodzi? - spytałem, opierając się o próg w kuchni. Wszyscy mieli grobowe miny, faktycznie musiało coś się stać.
    - Heidi wróciła - oznajmił ojciec poważnym tonem. - Zjawi się tu w przyszły poniedziałek, żeby rozprawić się z nami raz na zawsze.
    Dosyć długą chwilę zajęło mi zrozumienie tego, co powiedział. Fakt faktem, tamtym razem na wyspie udało jej się uciec, ale to wcale nie oznacza, że teraz też nie będziemy mogli jej zabić.
    Prawda?


 ................................................................


Misie moje kochane, wróciłam z całkiem spoko rozdziałem!
Mam nadzieję, że się spodoba, męczyłam się nad nam sześć nocy i kilka dni. Zdarzyło mi się też pisać na lekcji, ale co tam, rozdział ważniejszy!
Teraz na pewno nie będziecie musieli czekać tak długo, po prostu sprawy rodzinne i szkoła, w której swoją droga mam nie za ładne oceny, wyniszcza mnie.
Dobrze, że idzie wiosna, czyli dłuższe dni i więcej słońca oraz masa weny.

Dziękuję bardzo za tyle wyświetleń. Wiecie, jak bardzo Was kocham.