niedziela, 30 września 2012

XV

Carlisle

    Firma rodzic i syn - głosił napis na jednej z brudnych ścian fabryki. Odkąd siedziałem tu na niewygodnym krześle, przykuty do niego żelaznymi obręczami, które coraz bardziej obniżały moją sprawność, zdążyłem przeczytać to ponad tysiąc razy. 
Rozejrzałem się po pomieszczeniu ze wstrętem. W kącie leżały trzy ciała, z których Heidi zrobiła sobie obiad. Dwie kobiety i jeden mężczyzna. 
    Nie chciałem dłużej patrzeć w stronę tych niewinnych ludzi. Na pierwszy rzut oka nic mnie z nimi nie łączyło, ale po dłuższym rozmyślaniu, nasuwało się jedno : wszyscy nie mieliśmy już przed sobą przeszłości.
    Z tą jednak różnicą, że koniec mojej miał dopiero nadejść. I to niedługo.

Esme

    - No to na co czekamy?! Biegnijmy tam! - odezwał się zaabsorbowany Edward. Jego mina zdradzała, że byłby gotowy zabić.
    Ruszyliśmy pędem w kierunku,który wskazała nam Alice. Droga była bogata w liczne zaułki i rozwidlenia  Na jej końcu znajdował się wielki mur z żelazną bramą oddzielający miasteczko od potężnego i mrocznego lasu.
    Przechodząc przez nią, czuło się dziwną ulgę. Bardziej odpowiadał mi bowiem las niż zatłoczone miasto nocą, zapewne ze względu na moje upodobania łowieckie.
    Puszcza ciągnęła się przez jakieś dziesięć kilometrów, gwarantując przyjemną podróż w towarzystwie starych drzew i idących w ich ślady niewielkich roślinek. Nie stwierdziłam jednak obecności jakichkolwiek zwierząt. Chociaż nie byłam głodna, robiłam tak z przyzwyczajenia. Zawsze,kiedy wybieraliśmy się na spacery z Carlisle'em, robiliśmy zawody, kto pierwszy poczuje coś do zjedzenia. 
     - Trzymaj się, skarbie - chciałabym, aby usłyszał moje myśli.
    Bieg przebiegał jak dotąd w całkowitej ciszy, przerywanej odgłosami łamanych patyków i szybszym oddychaniu, co było nam zbędne, lecz chciałam, żebyśmy sprawiali wrażenie i czuli się jak normalni ludzie.
    Na tyle, ile się dało.
    Przystanęliśmy zaciekawieni. Znajdujące się naprzeciwko nas wzniesienie sprawiało wrażenie niedostępnego z powodu porastających go licznych krzewów z ostrymi kolcami.
- To tu? - zapytałam Edwarda w myślach. Spojrzał na mnie łagodnie, odpowiadając skinieniem głową.
    Musieliśmy wdrapać się na górę.

Carlisle

    Z minuty na minutę czułem się coraz gorzej. Od dłuższego czasu nie oddychałem. Nie pozwalały mi na to łańcuchy i kajdany oplatające moje ciało.
    - Esme, błagam, pomóż mi - jęczałem w duchu.
    Tylko, że pomoc nie nadchodziła.

Esme


    Wejście na górę nie zajęło nam dużo czasu. Wszyscy poradziliśmy sobie z tym zadaniem bardzo szybko.

    Przed nami rozciągała się stara, opuszczona fabryka. Gdybym była tu w charakterze wycieczki lub spaceru, pomyślałabym, że nikogo tu nie spotkam i zawróciłabym.
 - Wchodzimy? - spytał Jasper.
- Oczywiście, że tak - odparłam - Nie mamy wyboru - byłam zdecydowana, lecz w środku czułam przerażenie. Bałam się, że zastanę tam coś, czego raczej nie będę chciała zobaczyć.
    Podeszliśmy bliżej, opierając się o betonową ścianę budynku i zaglądając do okien. Niestety, nie udało się - wszystkie zostały zasłonięte grubą warstwą tektury. Zdejmowanie jej zajęłoby nam zbyt wiele czasu. Zamiast tego podeszliśmy  do drzwi, lekko uchylonych. Edward sprawiał wrażenie opanowanego. Widać było, że nie przywykł do takiego zachowania. Postawa Alice dawała dużo do myślenia. Całym sercem zaangażowana w to, co robi. I z tego byłam dumna. Jasper zaś pomagał mi, uspokajając jak tylko mógł. Jego dar nie zdziałał jednak cuda, ale dobrze było mieć kogoś takiego przy sobie.
- Wchodzimy - nakazał miedzianowłosy, delikatnie otwierając drzwi. Chwilę później oślepiło nas jasne światło jarzeniówek wiszących na wysokim stropie.
    Kiedy nasze oczy przyzwyczaiły się już do klimatu panującego w pomieszczeniu, przestąpiłam próg i rozejrzałam się dookoła.
    I wtedy go zobaczyłam.
    Siedział przykuty do krzesła pod ścianą na drugim końcu przestrzeni. Nasze oczy się spotkały. W tych jego widać było cierpienie i ból, ale to miłość wzięła górę.
    Nie zważając na okoliczności, podbiegłam i mocno przytuliłam, na tyle, na ile pozwalały nam różnego rodzaju łańcuchy.
- Carlisle - wyszeptałam, wtulając jego głowę w mój brzuch. Ta chwila mogła trwać wiecznie - Już, cichutko, jestem przy tobie.
     Chciałam powiedzieć mu, że to kobieta nic dla mnie nie znaczy. Że kocham go bez względu na wszystko. Chciałam, żeby trzymał mnie w swych ramionach i nigdy nie wypuszczał.
    Ale to nie było nam dane.
- Kim ty jesteś i dlaczego przytulasz mojego ukochanego? - odezwała się sopranem kobieta stojąca w progu. Była to niska blondynka ubrana w czarny top z lateksu i krótką spódniczkę w tym samym kolorze. Tak, to z pewnością Heidi.
    Oderwaliśmy się od siebie. Stanęłam bliżej, aby zasłonić go własnym ciałem
- Bardzo mi przykro, ale moja wizyta tutaj dobiega już końca - nawet w takich momentach Carlisle potrafił być uprzejmy i opanowany.
- Nigdzie się nie wybierasz. Wiem, że czujesz do mnie to samo, co ja do ciebie.
- Niestety nie. Kocham tylko Esme.
- To niemożliwe! Nie pamiętasz, co było między nami te kilkaset lat temu? - podeszła bliżej i spojrzała mi głęboko w oczy - Wybacz...Esme, ale chyba powinnaś już pójść. I zabierz ze sobą tę bandę.
    Zabrzmiało to tak, jakby uważała dzieci za niepotrzebne zabaweczki. Zabolało mnie to.
- Nie ruszę się stąd bez mojego męża.
- W takim razie będę zmuszona ci w tym pomóc.
    Obnażyła zęby, szykując się do skoku. Gdyby nie Jasper,który w porę zdążył ją złapać, byłabym już martwa. Mąż Alice wyprowadził wampirkę na zewnątrz, dołączył do niego Edward. Chochlik natomiast podszedł do mnie, uśmiechnął się i powiedział: 
- Spokojnie, Jasper się nią zajmie. Jesteś już bezpieczna.
    Zaczęłyśmy uwalniać Carlisle'a. Z początku nie szło nam to zbyt dobrze - więzy, ze względu na ich tworzywo, były twarde i trudne do zniszczenia. Zdziwiło mnie, że jedna kobieta zdołała założyć je wyrywającemu się mężczyźnie. I to w dodatku temu, o którym mówiła, że są sobie przeznaczeni. Pozory mylą.
    W pewnym momencie, kiedy byłyśmy już na półmetku, do środka wparowali zdyszani chłopcy.
- Uciekła - oznajmił Edward, kręcąc głową. 
- Nic się nie dzieje - uspokoiłam ich - Pomożecie?
    Wspólnymi siłami pozbyliśmy się żelaznych kajdan, niszcząc przy okazji krzesło, na którym siedział mój mąż.
    Gdy tylko stanął o własnych siłach, uścisnął wszystkich, dziękując z osobna. Mnie zostawił na koniec.
    Przywarliśmy do siebie na kilka dobrych minut. Bardzo mi tego brakowało. Przez moją głupotę znaleźliśmy się w tym miejscu. Chciałam to teraz każdemu wynagrodzić. Zaczynając od ukochanego.
- Skarbie, tak bardzo cię przepraszam. Gdyby nie ja, wszystko zakończyłoby się inaczej. Mogłam od razu powiedzieć, że ci wierzę, a zamiast tego - plątałam się w zeznaniach.Zwiesiłam głowę, czekając na odpowiedź anioła.
- Nie masz za co przepraszać. Naprawdę. Zapomnijmy o tym. Powinienem ci podziękować. Gdyby nie ty, jeszcze długo siedziałbym tutaj, słuchając rozterek i łzawych opowieści Heidi - zaśmiał się łagodnie. Cieszyłam się, że nie był na mnie zły. Szybko odgoniłam tę myśl - Carlisle nie potrafił gniewać się nawet na wrogów
- No już, uśmiechnij się. 
    Wyszliśmy z fabryki. Obejrzałam się za siebie. Obyśmy już nigdy nie musieli tu wracać.


``````````````````````````````````````````````````````````````````````

Witajcie po tygodniowej przerwie! Cieszę się, że cały czas jesteście ze mną. Bardzo mi to pomaga, nie ukrywam. Inaczej jest pisać dla siebie, a inaczej dla stałych czytelników i nie tylko.
Martwi mnie jeden fakt - coraz więcej autorek moich ulubionych blogów zawiesza je. Może tylko na chwilę, lecz zdarzają się dłuższe przypadki. Chciałabym życzyć im weny i pogody ducha. Żeby sypali rozdziałami jak z rękawa.
Kocham Was
Magda
Ps. Jest jeszcze jedna sprawa. Emilia wypadła z obiegu. Zostałam tylko ja, ale nic się nie zmieni. Rozdziały nadal będą pojawiać się w takich odstępach czasu.
 :)

niedziela, 23 września 2012

XIV

Esme

Heavy In Your Arms <3

   Siedziałam tak jeszcze długi czas. Nie byłam jednak sama - znad tafli wody spoglądała na mnie piękna wampirzyca o karmelowych włosach, których loki delikatnie spadały na ramiona pokryte białym materiałem sukienki. Trwała w tej samej pozycji co ja, mrugając w tym samym czasie swymi dużymi pomarańczowymi oczami. 
    Przypomniałam sobie o dzieciach. Alice była na pewno w domu, martwiąc się o resztę rodziny. Emmett wraz z Edward'em poszukiwali Carlisle'a.
    Carlisle. Dlaczego to wszystko musi tak boleć?
    Nie chciałam teraz o tym myśleć, może później. Wolałam skupić się na dzieciach, które przyjechały tu, aby wypocząć po zakończonym niedawno roku szkolnym, a nie szukając rodziców po całym świecie z powodu jakiejś kobiety. 
    Wstałam, otrzepując sukienkę. Chciałam jak najszybciej być w domu.
    Biegłam zdecydowanie szybciej, omijając liczne przeszkody w postaci kamieni i kokosów porozrzucanych po całej wyspie. Byłam tak rozkojarzona, że nawet zwykłe patyki mogły sprawić, że upadłabym na wilgotną ziemię. 
    Wpadłam do domu jak oparzona.
- Alice! - zawołałam, zamykając drzwi. 
    Moja córka, nic nie mówiąc, podeszła do mnie i mocno uściskała. Od razu zrobiło mi się cieplej na niebijącym sercu.
- Nie przejmuj się, tata się znajdzie. Jeszcze tego nie widziałam, ale na pewno tak będzie.
- Trzymam cię za słowo. A ty tak sama siedzisz? - poklepałam ją po plecach.
- Miałam dużo czasu na sprzątanie. Widziałaś mój pokój? Jakby tornado tam przeszło - zaśmiała się, ale słychać było w tym sztuczność i smutek.
   Nie chciałam drążyć dłużej tego trudnego dla nas tematu.
- Idziesz ze mną do sypialni? - zaproponowałam, kiedy wreszcie oderwałyśmy się od siebie.
- Jasne.
    Chociaż słońce od kilku godzin prażyło nad wyraz intensywnie, w pokoju panował przyjemny półmrok. Działo się tak dzięki częściowo zasuniętym roletom. 
     Usadowiłam się na łóżku, przytulając do poduszki, na której zazwyczaj leżał Carlisle. Nadal przesiąknięta była tym cudownym zapachem wanilii i piasku. Alice usiadła naprzeciw mnie. Zdawała się mieć głowę w chmurach. Tylko poruszanie palcami u ręki zdradzało, że wie, co dzieję się wokoło. 
    Siedziałyśmy tak przez długi czas, bijąc się z myślami i wymieniając zdawkowe spojrzenia.
    W pewnym momencie ciszę przerwało donośne pukanie.
- Proszę - odparłam.
    Do środka wszedł zrezygnowany Jasper, a za nim Edward.
- Żadnych wieści? - zapytała Alice, podchodząc do swojego męża. 
- Niestety. Przemierzyliśmy wyspę wzdłuż i wszerz, byliśmy nawet na stałym lądzie. Zero. Totalne zero.
- No to gdzie jest tata?! Przecież nie mógł zapaść się pod ziemię! 
- Spokojnie, Alice. Trzeba myśleć pozytywnie.
- Jasne - odezwał się Edward. Usiadł koło mnie i popatrzył mi głęboko w oczy - tylko ile mamy czekać? Tydzień, dwa, miesiąc? To nie w jego stylu znikać bez pożegnania - zamilkł na chwilę - Masz jeszcze tę kartkę, mamo?
- Oczywiście.
    Wyjęłam z kieszeni mały zwitek papieru i podałam synowi.Czytanie jej zajęło mu mniej niż sekundę. Kiedy skończył, popatrzył się na wszystkich zgromadzonych i rzekł wolnym głosem :
- Coś mi tu nie gra. Dobrze, pismo się zgadza, ale kartka ma jakiś inny zapach - przyłożył ją do nosa i powąchał - Perfumy, damskie. Dam sobie głowę uciąć, że to ta kobieta, ta Heidi, maczała w tym palce.
- Suka - wyrwało się jego bratu.
- Jasper! - skarciłyśmy go z Alice równocześnie.
- No dobrze, przepraszam, ale należy jej się.
- Z pewnością, synku - zwróciłam się do obojga - Dalibyście radę wytropić ją poprzez tę kartkę?
- Wydaje mi się, że tak. Jeśli nie uciekła zbyt daleko, to może nawet już dziś ją dopadniemy, prawda, Ed?
- Yhm. To co, idziemy?
- Poczekajcie chwilę - Alice powstrzymała ich gestem ręki - Najpierw pójdziecie się umyć i przebrać.
    Dopiero teraz zauważyłam, że ich spodnie są mokre i całe ubłocone. Wzdrygnęłam się na myśl mycia podłóg, a znając ten duet, to ślady błota są już w całym domu.
    Kilka chwil później, czyści, w innych ubraniach, znów zjawili się w sypialni.
- No to co robimy? - Jasper jak zawsze chciał mieć wszystko omówione i wytłumaczone.
- Plan jest taki : najpierw zapoznamy się dokładnie z zapachem kartki,a potem będziemy szukać tej głupiej baby.
- Edwardzie, nie unoś się tak.
- Dobrze, siostrzyczko - posłał jej łobuzerski uśmiech - A co z wami? Alice, mamo? 
- Myślę, że dobrze byłoby, gdybyśmy poszli wszyscy razem - odezwał się mąż chochlika - Nie wiemy w końcu, z kim mamy do czynienia. 
- Świetny pomysł, Jazz. Chodź, spakujemy kilka niezbędnych rzeczy. Wszystko powinno być na dole w garażu - wyszli, zostawiając na wpół otwarte drzwi.
    Postanowiłyśmy z Alice, że, aby nie rzucać się w oczy, musimy ubrać się nieco inaczej niż zwykle.
    Przebranie nie zajęło nam dużo czasu. 
    Nie ważny był teraz wygląd. Liczył się tylko Carlisle.
    Mimo, że nie widziałam go zaledwie od kilkunastu godzin, czułam się, jakby był to cały rok, a nawet więcej.
    Wyszliśmy przed dom, raz jeszcze omawiając plan. Zrealizowanie go wymagało od nas ostrożności i sprytu. Wierzyliśmy, że nam się  uda.
    Wszystko, aby mieć całą rodzinę w komplecie.
    Do Brazylii dostaliśmy się tą samą łodzią, którą przypłynęliśmy na wyspę, a kilka godzin później byliśmy już w Rumunii. Kraj ten przywitał nas bezgwiezdną nocą i lekką mżawką. Gdy mijaliśmy mury jednego z bardzo dobrze zachowanych średniowiecznych miast, Alice nagle przystanęła. Jej oczy zaszły mgłą. Czekaliśmy cierpliwie, aż chochlik się ocknie, lecz dziś trwało to dosyć długo. Ktoś z pewnością podejmował kilka decyzji naraz. 
    Kiedy wreszcie gwałtownie zamknęła, a potem otworzyła oczy, nie miała dla nas dobrych wieści.
- Tata został porwany, ta kobieta zamierza go zabić.
    Zamarłam.

``````````````````````````````````````````````````````````````````````

Witajcie po długiej przerwie! W tym rozdziale nie było zbyt dużo akcji ani takich ciekawszych rzeczy, postaram się to nadrobić w nn. Będzie to trochę później, bo w tym tygodniu mam sprawdzian z biologii, historii i religii ( 15 modlitw + różaniec, oh yeah).
Dedykacje dla wszystkich czytelników, rozświetlacie mój świat :)



niedziela, 16 września 2012

XIII

Esme

    W pewnym momencie poczułam czyjąś rękę na moich plecach. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Alice, patrzącą na mnie z cierpieniem w oczach, z twarzą wykrzywioną w grymasie bólu. Usiadła obok mnie, przytulając mocno.
- Mi też jest ciężko, mamo - odparła. 
    Przypomniałam sobie naszą wczorajszą rozmowę.
- Tak, to prawda, znam tę kobietę - gdy to powiedział, serce podeszło mi do gardła.Jeszcze mocniej opatuliłam się pościelą - Ale nic bliższego mnie z nią nie łączyło.
- Ona mówiła coś innego.
- Heidi stała się wampirem dwa lata przede mną. Poznałem ją we Włoszech, podczas pobytu u Volturi. Namawiała ich wtedy o wypuszczenie brata, Frederic'a. Pomogłem jej, a ona, w geście wdzięczności, oprowadziła mnie po Volterze  i okolicach. Już wtedy na każdym kroku pokazywała mi, że zależy jej na mnie. Kiedy oznajmiłem, że nie czuję tego samego, zniknęła bez śladu. Nikt nie wiedział, dokąd się udała. Odezwała się dwanaście lat później. Wykładałem wtedy na jednym z uniwersytetów w Paryżu. Był późny wieczór, przechodziłem właśnie obok nowo wybudowanego budynku muzeum. Spojrzałem w prawą stronę. Naprzeciwko księgarni stała kobieta ubrana bardzo elegancko. Kobieta, której nie widziałem od przeszło dwunastu lat. Gdy tylko mnie zobaczyła, podbiegła i rzuciła mi się na szyję. Byłem zdziwiony jej reakcją, bo nigdy, nawet wtedy, kiedy mówiła, że jesteśmy dla siebie stworzeni, nie traktowałem jej inaczej niż znajomą - umilkł na chwilę - Esme - ukląkł na jedno kolano, kładąc głowę na moich kolanach - Kocham cię nad życie. Wiesz o tym, prawda? - chciałam odpowiedzieć, lecz coś mnie powstrzymało.
    Carlisle czekał cierpliwie, kiedy jednak zorientował się, że siedzimy już kilka minut w zupełnej ciszy, wstał, spojrzał na mnie z cierpieniem i wyszedł z sypialni.
    Dopiero po chwili zrozumiałam swój błąd. 
    W pośpiechu zeszłam z łózka, otworzyłam drzwi, które z wielkim hukiem uderzyły w ścianę, i wybiegłam z domu. Szukałam go kilka godzin. Bez skutku. Zrezygnowana, wróciłam do czterech ścian, myśląc, że może się odezwie. 
    Ale tego nie zrobił.*
    Nagle, wpadł mi do głowy pewien pomysł. Postanowiłam podążać za głosem serca i pobiec nad wodospad - miejsce, które odkryliśmy z Carlisle'm niedawno, podczas jednego ze spacerów wokół wyspy. Od razu przypadło nam ono do gustu, ponieważ porastały i przesłaniały je bujne trawy oraz drzewa kokosowe, dzięki czemu atmosfera stawała się bardziej tajemnicza.
     Biegłam bardzo szybko, błagając w duchu, żeby nic mu się nie stało. Nie ma  jednoznacznego sposobu na samobójstwo ze strony wampira, powtarzałam w duchu. Wolałam jednak nie ryzykować.
     Wodospad szumiał dziś wyjątkowo głośno. Głupia - skarciłam się w myślach - on nie mógł się utopić. Tylko ludzie tak potrafią.
     Wiedziałam o tym aż nazbyt dobrze. 
     Dotarcie na miejsce zajęło mi zaledwie kilka minut. Gdybym wiedziała jednak, że go tam nie znajdę, wolałabym nie zapuszczać się na te tereny. 
     Owszem, było tu pięknie i magicznie, wszędzie rosły wielkie, kolorowe kwiaty o niesamowitych zapachach, wyżej, na niedużym wzniesieniu, leżały brunatno - szare kamienie, a pomiędzy nimi płynął dosyć duży strumyk, który z szumem spadał do położonego niżej jeziorka, otoczonego z każdej strony krzewami i bujną trawą, jednakże zakątek ten wywoływał  wiele wspomnień  naszego wspólnego życia. Czułam się przez to jeszcze gorzej.
     Moją uwagę przykuła mała karteczka leżąca kilka metrów dalej. Podniosłam ją. To, co zobaczyłam, kompletnie mnie sparaliżowało.
    Kartka od Carlisle'a.
    "Kochanie, nie martw się o mnie, jestem bezpieczny, wrócę, jak tylko przemyślę kilka ważnych spraw. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał. Carlisle."
    Ugięły się pode mną kolana. Usiadłam na trawie, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękami.
    Dlaczego cię tu nie ma?

* czcionka z kursywą oznacza w tym przypadku wspomnienie z wczorajszego dnia



``````````````````````````````````````````````````````````````````````

Rozdział należy do krótszych, starałam się skupić nie na rozmiarze, a uczuciach Esme, których jak dotąd było zdecydowanie za mało. Wielkie dzięki za wyświetlenia i tyle komentarzy, kocham Was.
Dedykacje dla EsmeCharlotte♥ i Anonimowy
Specjalna dla Daga Ring
Dziękuję.
Następną notkę dodam, mam nadzieję, w przeciągu kilku dni.
Pozdrawiam!
Ps. Wybaczcie za utrudnienia, ale zmieniłam lekko początek w 12 rozdziale, żeby wprowadzić jeszcze trochę akcji.

poniedziałek, 10 września 2012

XII

Esme

    Siedziałam na plaży, oglądając niesamowity zachód słońca. Dzieci szukały Carlisle'a po całej wyspie, ja wolałam jednak zostać i na spokojnie przemyśleć sytuację naszej rodziny. Jedno było pewne : nie wyglądała ona najlepiej. Od wczoraj męczyły mnie myśli o czymś, o czym nigdy nie chciałam się dowiedzieć.
    Była sobota, powoli zbliżał się koniec naszego pobytu na wyspie. 
    Usłyszałam dźwięk telefonu w sypialni. Pobiegłam w normalnym tempie, by go odebrać, zostawiając resztę domowników na tarasie.
- Mamo, nie uwierzysz, co się stało! - Rosalie była roztrzęsiona. Musiało zdarzyć się coś naprawdę ważnego.
O co  chodzi? - zapytałam drżącym głosem, przygotowując się na najgorsze.
- Dziś rano siedziałam z Emmett'em ogrodzie. Nagle usłyszałam donośne pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyłam, ujrzałam piękną kobietę o długich , blond włosach i bladej cerze z pomarańczowymi oczami. Była wampirem na diecie. Przedstawiła się jako Heidi Billingstone, dawna miłość taty -  słuchawka wypadła mi z ręki, udało mi się złapać ją w ostatniej chwili.
- Mówiła coś jeszcze?
- Zapytała, czy może porozmawiać z tatą, a kiedy powiedziałam jej, że wyjechał z żoną i dziećmi na urlop, zdziwiła się lekko i odparła, że pracuje w tym samym szpitalu i na pewno oboje znajdą czas na miłą pogawędkę.
- O, Matko - szepnęłam - Co teraz będzie? Czy wie o tym ktoś oprócz nas?
- Wydaje mi się, że nie, ale Alice mogła mieć wizję. Edward nie usłyszał raczej jej myśli. 
- Mogłabyś więc dopilnować, żeby już nikt się o tym nie dowiedział? Chciałabym sama powiedzieć to tacie.
- Dobrze. Gdyby ta kobieta jeszcze raz przyszła, dam ci znać. Nie martw się, może to tylko nieporozumienie?
- Wątpię, żeby tak było, porozmawiam jeszcze z Edwardem i Alice, może wiedzą coś jeszcze. Do zobaczenia, skarbie.
- Trzymaj się, mamo - odłożyłam słuchawkę na widełki drżącą ręką. Miałam totalną pustkę w głowie. Wiedziałam, że muszę to wyjaśnić z Carlisle'em. A może to tylko pomyłka? Chciałabym, żeby tak było.
    Weszłam na taras.
    "Edwardzie, musimy porozmawiać. Na pewno wiesz już, o czym. Przekaż to również Alice" - przekazałam miedzianowłosemu w myślach.
- Kto dzwonił? - zapytał Carlisle swobodnym tonem.
- Rosalie. Chciała upewnić się, że u nas wszystko w porządku - nie mogłam powiedzieć mu prawdy.
- Aha - uśmiechnął się nonszalancko. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? - Jasper, mecz właśnie się zaczął, idziemy oglądać? - mój syn przytaknął ochoczo i oboje zniknęli za drzwiami tarasowymi. 
- Zaraz do was przyjdę - krzyknął Edward, siadając przy stole, na którym leżał pękaty wazon pełen wielkich, dorodnych róż - prezentu od anioła. Mam nadzieję, że nie ostatniego.
- Miałam wizję - odezwała się Alice przestraszona. Dopadłam do niej w ułamku sekundy i mocno przytuliłam.
- O czym była ta wizja?
- O tej kobiecie. Widziałam ją siedzącą na ławce pod wieżą Eiffla. Po chwili podchodzi do niej tata z bukietem tulipanów, całuje w policzek i podaje kwiaty, na co ona reaguje szerokim uśmiechem. Oboje siadają i rozmawiają ładnych kilka godzin, szczerząc się do siebie nawzajem - przytula mnie mocniej i pyta łamiącym głosem - Mamo, co teraz będzie z naszą rodziną?
- Nie wiem, kochanie - po raz pierwszy od trwania naszego małżeństwa byłam bezradna. Starałam się jednak nie pokazywać tego dzieciom - Wszystko będzie dobrze.
- Łatwo ci mówić. Boję się, nie chcę kolejnych wizji! 
- Już, cichutko - pokołysałam ją i zwróciłam się do Edwarda - Wiesz coś jeszcze?
- Niestety nie - rozłożył ręce na znak bezsilności - Mamo, wiesz, że tata kocha cię nad życie i nigdy nie skrzywdzi.
- Masz rację - szepnęłam - Chciałabym tylko znać przyczyny wizyty tej kobiety. Nie zjawiła się przecież bez powodu po tylu latach. 
- Gdyby udało mi się usłyszeć jej myśli - pokręcił głową - Na razie jednym wyjściem jest spokojna rozmowa z tatą. Może on też nie wie, o co chodzi?
- Dobrze, porozmawiam z nim - spojrzałam na nich z czułością - Dziękuję wam, jesteście wspaniali.A teraz wybaczcie, będę u siebie w sypialni.
- Nie ma sprawy - powiedziała Alice, po czym przytuliła mnie mocno i weszłyśmy do środka.
    Gdy przechodziłam obok salonu ( chochlik postanowił zajrzeć jeszcze do kuchni, aby i tam stał wazon z pachnącymi kwiatami ), spostrzegłam mojego męża i syna oglądających telewizję. Oboje siedzieli bezbronnie na kanapie, uważnie śledząc przebieg meczu.
Nagle nasze oczy się spotkały.
    Carlisle uśmiechnął się szeroko, nadal patrząc w moją stronę czułym wzrokiem, który zdawał się mówić " kocham cię". Pomachał mi ręką i wrócił do rozgrywek toczących się zaciekle w telewizji. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, wydawało mi się, że wyglądało to jednak jak lekki grymas, lecz anioł nie przejmował się tym. 
Najważniejsza była dla niego sama moja obecność...
    Odwróciłam głowę i popędziłam na piętro, żeby nikt nie zobaczył moich łez.
    Zamknęłam drzwi od sypialni i usiadłam na ich progu. Odkąd pierwszy raz weszłam do tego pokoju, nic się w nim nie zmieniło : jedną ścianę nadal zajmowały okna wychodzące na ocean. Obok łóżka nadal stała mała szafeczka, a na niej zdjęcia naszej rodziny z czasów, kiedy byliśmy naprawdę szczęśliwi. Kiedy żyliśmy beztrosko, nie martwiąc się o nic. Jedna fotografia była szczególnie ważna. Przedstawiała ona mnie i Carlisle'a kilka dni po mojej przemianie. Był to  ważny okres w moim życiu. Wyznanie miłości. Zaręczyny. Ślub. To wszystko składało się na nasze wspaniałe życie. 
     Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je rękami. Pozwoliłam popłynąć tak długo wstrzymywanym łzom. Zabarwione na czerwono* kropelki spływały ciurkiem po moich policzkach, mocząc przy okazji kołnierzyk od sukienki.
    Kilka minut później zdecydowałam się wstać, ponieważ na drewnianym progu zrobiło mi się wyjątkowo niewygodnie. Niezdarnie doczłapałam się do łóżka i położyłam na nim, naciągając kołdrę na głowę.  Może nie dało to żadnego rezultatu, ale nie chciałam sprawiać nikomu problemu. Tyle się ich nazbierało, że  wolałam, żeby nikt nie słyszał mojego płaczu.
    Wydawało mi się, że leżałam tak całą wieczność, myśląc o rzeczach, przez które z minuty na minutę coraz gorzej się czułam.
    Nagle, dało się słyszeć delikatne pukanie do drzwi i cichutkie wołanie mojego imienia. Wyłowiłam głowę z pościeli i zawołałam:
- Proszę.
     Do sypialni wszedł zaniepokojony Carlisle. Usiadł na skraju łóżka i wziął mnie na kolana. Wtuliłam się w jego tors i objęłam rękami. 
- Esme, co się stało? Czy zrobiłem coś nie tak? Dlaczego płaczesz? - otarł łzy kciukiem.
- Kochanie, musimy bardzo poważnie porozmawiać.

* nie wiadomo czemu, ale łzy Esme miały czerwonawe zabarwienie. Brało się to na pewno z tego, że piła krew.


Od autorek:

No to macie bombę! Następny rozdział postaram się dodać jakoś za tydzień lub wcześniej.
PS. Niedługo dobijemy do 1000 wyświetleń! Dziękuję Wam bardzo :***

poniedziałek, 3 września 2012

XI

Esme

    Rozdanie świadectw okazało się nie takie złe.  Jasper poprawił swoje "matematyczne błędy" i, podobnie jak reszta, wypadł dobrze. Co prawda nie otrzymaliśmy listu pochwalnego, jako ich rodzice, ale nie rozpaczałam z tego powodu. Razem z Carlislem postanowiliśmy wynagrodzić im ciężką pracę w szkole.
- Co powiecie na wspólne wakacje ? - zapytał. 
- Tato, dokąd znowu chcecie jechać ? - zapytała niezadowolona Rosalie.
- Owszem, chcemy jechać, ale w komplecie - odpowiedział. 
- Wyspa Esme ? - zapytała uszczęśliwiona tym pomysłem Alice. 
- Tak - odparł odpowiedzialny za rodzinne wyjazdy - No to jak, podoba się pomysł ? 
- Niezbyt - ogłosili jednocześnie Rose i Emmet. Edwardowi również nie podobała się ta koncepcja. 
- Tylko Alice i Jasper są chętni ? - zapytał zrezygnowany doktor. 
- Cóż, może mają inne plany ? - chciałam spędzić wakacje tylko z moim mężem. Było to trochę samolubne z mojej strony, ale ostatnio rzadko się widywaliśmy. 
- Tak - zaczęli - Mamy zupełnie inne plany, poza tym byliśmy już tam mnóstwo razy. 
- No dobrze, zatem wyruszymy jutro o świcie - brzmiało to tak romantycznie w ustach mojego jasnowłosego wybranka. Uśmiechnęłam się do niego, co oczywiście zostało odwzajemnione. 
    Późnym wieczorem razem z Carlislem obmyślaliśmy przebieg jego urlopu. W końcu niedługo musiał znowu wrócić do szpitala. 
- Mam zaledwie dwa tygodnie dla ciebie - powiedział z goryczą. 
- Wiem - odparłam - Ale nie możesz zaniedbać przeze mnie pracy... 
- Esme, kocham cię - pocałował mnie - Praca jest tylko moim zamiłowaniem, jednak dla ciebie byłbym gotów  rzucić ją w głębie mojej duszy. 
- To takie słodkie - powiedziałam dumna z jego wypowiedzi. Zaśmiał się.
- Zawsze tak ciepło komentujesz każde moje zdanie - zaczął. 
- Kontynuuj, proszę - byłam ciekawa dalszego ciągu. 
- Gdy przypomnę sobie moje ludzkie życie ... Nie mógłbym do niego wrócić. 
- Ja też - przyznałam. Zawsze otwierałam się przed moim ukochanym - Skok z klifu wydaje mi się ciągle niemądrym pomysłem , chociaż w moim przypadku... - przerwałam nagle
- Cii . Nie mówmy już o tym - poprosił opiekuńczym głosem. 
    Uwielbiałam wieczory z Carlislem. Zawsze rozmawialiśmy, aż do czasu, gdy rozlegał się głośny dźwięk budzika. Praca wzywała mojego męża. Dzień mijał mi wolno. Później oczekiwałam jego powrotu, witaliśmy się i przesiadywaliśmy w salonie razem z dziećmi. Później wszyscy się gdzieś rozchodzili, a my ... Dalej rozmawialiśmy. 
- Esme ? - zapytał po długiej ciszy. 
- Tak ? 
- Już nigdy nie wspominajmy przeszłości. Nie myślmy o niczym związanym z naszym poprzednim życiem. Cieszmy się sobą. 
- Ale ... - gdybym mogła, rozpłakałabym się. Pewnie wtedy anioł objąłby mnie mocno i pocałował na pocieszenie. 
- To dla ciebie aż tak ważne ? - popatrzył na mnie ze smutkiem. 
- N-nie, jednak brakuje mi ciebie ... - stało się tak, jak przewidywałam. Objęci siedzieliśmy aż do momentu, gdy Jasper zapukał do drzwi. 
- Proszę - powiedział Carlisle. 
- Nie przeszkadzam ? - zapytał. 
- Nie. 
- No więc chciałbym zawiadomić, że Alice postanowiła zabrać ze sobą większą połowę garderoby - mówił to tak poważnie, że nie wytrzymaliśmy. Wybuchnęliśmy śmiechem - Mówię poważnie ! 
- Wierzymy ci - powiedziałam. Było mi lepiej. Zaraz po tym w progu stanęła czarnowłosa. Uśmiechała się łobuzersko. 
- A ty już tu ? - zapytała Jaspera. W odpowiedzi usłyszała bełkot nie do zrozumienia. Weszła do pokoju. Usiadła na naszym łóżku. 
- Podobno bierzesz ze sobą niezły zapas ubrań - powiedział zaczepnie doktor Cullen.  
- Oj, przecież mamy duży samochód. A nawet gdyby - mogę jechać razem z kapusiem - uśmiechnęła się szeroko. 
- Ej ! - odpowiedział "kapuś"
- Do twarzy ci ze złością  - dodała - Zupełnie jak niewinny aniołek, którego ktoś naprawdę wnerwił. 
- Dzięki, dzięki wielkie. 
    Śmieszyły mnie uwagi Alice. Zawsze potrafiła dostrzec coś, czego ja nie zauważałam, albo nie zwracałam na to uwagi. Miała dobry gust, toteż zawsze pomagała w "nagłych wypadkach" w kategorii wykwintne wyjście do  grona znajomych lekarzy , czekających w restauracji. Ufałam jej. 
- Mamo ! - przerwała mi - Czy ty mnie w ogóle słuchasz ? - mój mąż i syn śmiali się razem. Chochlik próbował wbić mi do głowy 5 zasad dobrych wakacji. 
- Przepraszam, kochanie, zamyśliłam się - odpowiedziałam. 
- O czym tak myślisz ? - zapytała podejrzliwie. 
- O tobie - powiedziałam czystą prawdę. 
- O mnie ? 
- Tak. Przypomniałam sobie twoje rady w sprawie eleganckich wyjść - uśmiechnęła się. 
- Tak ... Pamiętaj o tym, a znajomi taty zawsze dobrze cię zapamiętają. 
- Już tak jest - odparł - Mama jest bardzo lubiana  w moim towarzystwie - przytuliłam się do niego mocniej. Wszystko wydało mi się nagle takie cudowne... Postanowiłam porzucić wszelkie smutki i niepowodzenia z dalekiej przeszłości. Teraz byliśmy tylko my. 

Od autorek:

Witajcie, kochani! Dziękujemy za tak liczne wejścia i komentarze.Może nie jest tego zbyt dużo, ale dla nas wystarczy w zupełności. Następny rozdział ukaże się w weekend. Szykujcie się na bombę :)

niedziela, 2 września 2012

Tagi

    Zostałyśmy otagowane przez  Rosemare . ♥  oraz Esme. Nie za bardzo się na tym znamy, lecz spróbować zawsze można :)



Zasady:
1. Po przeczytaniu 11 pytań odpowiadamy na wszystkie na swoim blogu.
2. Następnie wybierasz 10 osób, które tagujesz i zamieszczasz linki do ich blogów.
3. Tworzysz 11 nowych pytań, na które będą musiały odpowiedzieć osoby otagowane.
4. Powiadom osoby wybrane przez ciebie, że zostały otagowane.
5. Daj Taga osobą, które jeszcze go nie miały. 

Najpierw Esme:



Pytania: 

1. Skąd pomysł na to, aby założyć bloga?

Hmmm, chciałyśmy gdzieś zapisywać nasze zmyślone historię o ulubionych bohaterach sagi oraz rozwinąć ich wątki, bo bardzo mało jest o nich w książce.
2. Dlaczego piszesz opowiadanie o nich/niej/nim?
Ponieważ wena nam głowę rozsadza xD, poza tym są naszymi idolami i zasługują na małe opowiadanko.
3. Skąd masz inspirację na to, aby pisać?
Inspiracje czerpiemy z głowy, składa się na to min. życie codzienne.
4. Lubisz czytać?
Bardzo, obydwie, mamy to chyba wrodzone, bo mało kto wie, ale jesteśmy siostrami ciotecznymi w tym samym wieku :)
5. Jaki jest twój ulubiony film/filmy?
Zmierzch, Loosies, Piła, Pod prąd i takie tam inne.
6. Jaki jest twój ulubiony pisarz/pisarka?
Stephanie Meyer, Judy Fathallah, Barbara Baraldi, jak również te polskiego pochodzenia.
7. Ulubione danie?
Shpaghetti ;*
8. Czy twoi przyjaciele wiedzą o tym, że piszesz bloga?
Oczywiście.
9. Ulubiony napój?
Cola, Pepsi, Fanta, Frugo, Tymbarka już nie pijemy, bo nam po nim odbija :d
10. Kim chcesz zostać w przyszłości?
Emilka będzie kosmetologiem, ja jeszcze nie wiem do końca, marzy mi się lekarz -taki jak Carlisle.
11. Myślałaś kiedyś o tym, aby wydać książkę?
Nie raz ;p

Rosemare . ♥ :



Pytania:
1. Lubisz czytać opowiadania innych, a jeśli tak to jakie jest twoje ulubione?
Według nas, najlepsze opowiadania piszą : Esme,  Rosemare . ♥ ,  CharlotteRose♥ i  Pisarka Jasmine  
2. W jakich okolicznościach wpadłeś na pomysł na swoje opowiadanie?
Było to podczas naszego spaceru po lesie. Opowiedziałam Emilce, że fajnie byłoby mieć o nich bloga. Kilka godzin później blog był już gotowy.
3. W jakim wieku zacząłeś pisać opowiadanie?
Obie w wieku 13 lat.
4. Lubisz czytać książki, a jeśli tak to jaka jest twoja ulubiona?
Zmierzch. Emilka lubi także książki polskich pisarzy.
5. Jakiego pisarza lubisz najbardziej?
Ja nie mam, nie wiem jak Emilka, muszę się jej spytać.
6. Jaką pisarkę lubisz najbardziej?
Stephanie Meyer, Judy Fathallah, Barbara Baraldi, a E. tych polskiego pochodzenia, którzy pisali książki przed wojną.
7. Jak wolisz pisać rozdziały: ręcznie, a potem na komputerze czy od razu na komputerze?
Najpierw piszemy w notatkach na telefonie, później w notatniku, a dopiero później na komputerze. W tym czasie treść zmienia się 2 razy ;p
8.Co Cię zainspirowało do stworzenia bloga z opowiadaniem?
Saga Zmierzch.
9. Jaką piosenkę lubisz najbardziej?
Ja - wszystkie Lady Gagi oraz kilka The Beatles, Emilka skłania się do rapu typu Green Day,30 Second To Mars itp.
10. Z jakim autorem opowiadania się najbardziej "kumplujesz"?
Z Esme, Charlotte i  Pisarką Jasmine  
11. Ile czasu prowadzisz bloga?
Krótko, bo od 21 lipca :)

Blogi, które wybrałam :

1.  http://dark-hunks.blogspot.com
2.  http://fantasies-sherry.blogspot.com 
3.  http://moment-imbalance.blogspot.com
4.  http://o-zmierzchu.blogspot.com/
5.  http://esme-carlisle-story.blogspot.com
6.  http://nadludzkie-istoty.blogspot.com
7.  http://alone-on-a-desert-island.blogspot.com
8.  http://hogwarts-comes-back.blogspot.com
9.  http://niesmiertelne-serca.blogspot.com
10. http://nattivenn.blogspot.com 


Pytania:
1. Od kiedy piszesz bloga?
2. Czy kiedyś zwątpiłaś w pisanie go?
3. Zdarza ci się mieć zanik weny?
4. Ulubione opowiadania?
5. Posiadasz zwierzątko? Jeśli tak, to jakie?
6. Czy masz taką osobę, która pomaga ci i doradza w rozdziałach, czy raczej nie radzisz się nikogo?
7. Podoba ci się to, co robisz ( chodzi o pisanie)?
8. Miałaś taki okres, że pisałaś jak najęta?
9. Co cię inspiruje?
10. Gdybym miała spełnić jakieś twoje życzenie, co by to było?
11. Miejsce, w którym przychodzi ci do głowy najwięcej rzeczy,które później pojawiają się w rozdziale?

Pytania jako - takie, mogłam wymyślić lepsze,ale bardzo bolą mnie nogi po dzisiejszym marszu ( moi kumple wpadli na pomysł 4- godzinnej wędrówki donikąd).

Ps :Co do rozdziału, to ukaże się już jutro. Przepraszamy za utrudnienia.