niedziela, 23 września 2012

XIV

Esme

Heavy In Your Arms <3

   Siedziałam tak jeszcze długi czas. Nie byłam jednak sama - znad tafli wody spoglądała na mnie piękna wampirzyca o karmelowych włosach, których loki delikatnie spadały na ramiona pokryte białym materiałem sukienki. Trwała w tej samej pozycji co ja, mrugając w tym samym czasie swymi dużymi pomarańczowymi oczami. 
    Przypomniałam sobie o dzieciach. Alice była na pewno w domu, martwiąc się o resztę rodziny. Emmett wraz z Edward'em poszukiwali Carlisle'a.
    Carlisle. Dlaczego to wszystko musi tak boleć?
    Nie chciałam teraz o tym myśleć, może później. Wolałam skupić się na dzieciach, które przyjechały tu, aby wypocząć po zakończonym niedawno roku szkolnym, a nie szukając rodziców po całym świecie z powodu jakiejś kobiety. 
    Wstałam, otrzepując sukienkę. Chciałam jak najszybciej być w domu.
    Biegłam zdecydowanie szybciej, omijając liczne przeszkody w postaci kamieni i kokosów porozrzucanych po całej wyspie. Byłam tak rozkojarzona, że nawet zwykłe patyki mogły sprawić, że upadłabym na wilgotną ziemię. 
    Wpadłam do domu jak oparzona.
- Alice! - zawołałam, zamykając drzwi. 
    Moja córka, nic nie mówiąc, podeszła do mnie i mocno uściskała. Od razu zrobiło mi się cieplej na niebijącym sercu.
- Nie przejmuj się, tata się znajdzie. Jeszcze tego nie widziałam, ale na pewno tak będzie.
- Trzymam cię za słowo. A ty tak sama siedzisz? - poklepałam ją po plecach.
- Miałam dużo czasu na sprzątanie. Widziałaś mój pokój? Jakby tornado tam przeszło - zaśmiała się, ale słychać było w tym sztuczność i smutek.
   Nie chciałam drążyć dłużej tego trudnego dla nas tematu.
- Idziesz ze mną do sypialni? - zaproponowałam, kiedy wreszcie oderwałyśmy się od siebie.
- Jasne.
    Chociaż słońce od kilku godzin prażyło nad wyraz intensywnie, w pokoju panował przyjemny półmrok. Działo się tak dzięki częściowo zasuniętym roletom. 
     Usadowiłam się na łóżku, przytulając do poduszki, na której zazwyczaj leżał Carlisle. Nadal przesiąknięta była tym cudownym zapachem wanilii i piasku. Alice usiadła naprzeciw mnie. Zdawała się mieć głowę w chmurach. Tylko poruszanie palcami u ręki zdradzało, że wie, co dzieję się wokoło. 
    Siedziałyśmy tak przez długi czas, bijąc się z myślami i wymieniając zdawkowe spojrzenia.
    W pewnym momencie ciszę przerwało donośne pukanie.
- Proszę - odparłam.
    Do środka wszedł zrezygnowany Jasper, a za nim Edward.
- Żadnych wieści? - zapytała Alice, podchodząc do swojego męża. 
- Niestety. Przemierzyliśmy wyspę wzdłuż i wszerz, byliśmy nawet na stałym lądzie. Zero. Totalne zero.
- No to gdzie jest tata?! Przecież nie mógł zapaść się pod ziemię! 
- Spokojnie, Alice. Trzeba myśleć pozytywnie.
- Jasne - odezwał się Edward. Usiadł koło mnie i popatrzył mi głęboko w oczy - tylko ile mamy czekać? Tydzień, dwa, miesiąc? To nie w jego stylu znikać bez pożegnania - zamilkł na chwilę - Masz jeszcze tę kartkę, mamo?
- Oczywiście.
    Wyjęłam z kieszeni mały zwitek papieru i podałam synowi.Czytanie jej zajęło mu mniej niż sekundę. Kiedy skończył, popatrzył się na wszystkich zgromadzonych i rzekł wolnym głosem :
- Coś mi tu nie gra. Dobrze, pismo się zgadza, ale kartka ma jakiś inny zapach - przyłożył ją do nosa i powąchał - Perfumy, damskie. Dam sobie głowę uciąć, że to ta kobieta, ta Heidi, maczała w tym palce.
- Suka - wyrwało się jego bratu.
- Jasper! - skarciłyśmy go z Alice równocześnie.
- No dobrze, przepraszam, ale należy jej się.
- Z pewnością, synku - zwróciłam się do obojga - Dalibyście radę wytropić ją poprzez tę kartkę?
- Wydaje mi się, że tak. Jeśli nie uciekła zbyt daleko, to może nawet już dziś ją dopadniemy, prawda, Ed?
- Yhm. To co, idziemy?
- Poczekajcie chwilę - Alice powstrzymała ich gestem ręki - Najpierw pójdziecie się umyć i przebrać.
    Dopiero teraz zauważyłam, że ich spodnie są mokre i całe ubłocone. Wzdrygnęłam się na myśl mycia podłóg, a znając ten duet, to ślady błota są już w całym domu.
    Kilka chwil później, czyści, w innych ubraniach, znów zjawili się w sypialni.
- No to co robimy? - Jasper jak zawsze chciał mieć wszystko omówione i wytłumaczone.
- Plan jest taki : najpierw zapoznamy się dokładnie z zapachem kartki,a potem będziemy szukać tej głupiej baby.
- Edwardzie, nie unoś się tak.
- Dobrze, siostrzyczko - posłał jej łobuzerski uśmiech - A co z wami? Alice, mamo? 
- Myślę, że dobrze byłoby, gdybyśmy poszli wszyscy razem - odezwał się mąż chochlika - Nie wiemy w końcu, z kim mamy do czynienia. 
- Świetny pomysł, Jazz. Chodź, spakujemy kilka niezbędnych rzeczy. Wszystko powinno być na dole w garażu - wyszli, zostawiając na wpół otwarte drzwi.
    Postanowiłyśmy z Alice, że, aby nie rzucać się w oczy, musimy ubrać się nieco inaczej niż zwykle.
    Przebranie nie zajęło nam dużo czasu. 
    Nie ważny był teraz wygląd. Liczył się tylko Carlisle.
    Mimo, że nie widziałam go zaledwie od kilkunastu godzin, czułam się, jakby był to cały rok, a nawet więcej.
    Wyszliśmy przed dom, raz jeszcze omawiając plan. Zrealizowanie go wymagało od nas ostrożności i sprytu. Wierzyliśmy, że nam się  uda.
    Wszystko, aby mieć całą rodzinę w komplecie.
    Do Brazylii dostaliśmy się tą samą łodzią, którą przypłynęliśmy na wyspę, a kilka godzin później byliśmy już w Rumunii. Kraj ten przywitał nas bezgwiezdną nocą i lekką mżawką. Gdy mijaliśmy mury jednego z bardzo dobrze zachowanych średniowiecznych miast, Alice nagle przystanęła. Jej oczy zaszły mgłą. Czekaliśmy cierpliwie, aż chochlik się ocknie, lecz dziś trwało to dosyć długo. Ktoś z pewnością podejmował kilka decyzji naraz. 
    Kiedy wreszcie gwałtownie zamknęła, a potem otworzyła oczy, nie miała dla nas dobrych wieści.
- Tata został porwany, ta kobieta zamierza go zabić.
    Zamarłam.

``````````````````````````````````````````````````````````````````````

Witajcie po długiej przerwie! W tym rozdziale nie było zbyt dużo akcji ani takich ciekawszych rzeczy, postaram się to nadrobić w nn. Będzie to trochę później, bo w tym tygodniu mam sprawdzian z biologii, historii i religii ( 15 modlitw + różaniec, oh yeah).
Dedykacje dla wszystkich czytelników, rozświetlacie mój świat :)



9 komentarzy:

  1. jaka akcja,czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było zbyt dużo akcji?! Nie żartuj! Było mnóstwo! Jestem przerażona! A jeżeli ta baba zabije Carlisle'a? Co wtedy będzie? ;(

    Czekam na kolejny rozdział i życzę szczęścia na sprawdzianach. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja <3 Super , A ile sie na ten rozdzizał naczekałam :D Uhh ale wreszcie jest :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Och! Sorry, że tak późno komentuję, ale czasu nie było...
    Biedny Carlisle, biedna Esme! ;( Jak Heidi mogła zrobić coś takiego...?! Hmm.. No tak, przecież to jedna z Volturii -,- Jestem ciekawa kolejnwgo rozdziału :D Powiadom mnie ^^

    PS: U mnie NN - Rose staje się wampirem! ;) http://rosemare-collins-my-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę powiedzieć, że robisz postępy w pisaniu, a szablon jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego. Rozdział fajnie się czytało. Jest coraz lepiej
    Mimo, że tak cię skrytykowałam na Raju Ocen, postanowiłam wrócić do czytania, bo mimo niedociągnięć historia mnie zaciekawiła. To jest właśnie wielkim plusem. Przyciągasz czytelników jak magnes.
    Będę odwiedzać tego bloga od czasu do czasu i oczywiście zostawię jakiś komentarz.
    Katerina z Raju Ocen

    OdpowiedzUsuń

Czytam = komentuję.


Dziękuję za każdy komentarz, to wielka radość dla autora, gdy widzi, że jego praca jest doceniona.