sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział XXV

Esme
Michael Jackson - Give In To Me

    Zegar stojący na metalowym stole z nieskazitelnie czystymi skalpelami powoli odmierzał czas pozostałych mi ośmiu minut, dzielących mnie od wybuchu, a tym samym utracie życia, na którym teraz zależało mi najbardziej. Chciałam wydostać się z tego przeklętego miejsca, raz na zawsze rozprawić się z Heidi, a co najważniejsze, spojrzeć w oczy Carlisle'owi i zapytać go prosto z mostu, o co chodzi. Czy będzie mi to dane?
    Siedem minut i trzydzieści cztery sekundy. Trzydzieści dwie sekundy. Trzydzieści sekund. 
    Nie, nie mogę zabić tego bezbronnego człowieka. On też pewnie ma kochającą go rodzinę i nie zasłużył na śmierć. Tym bardziej na śmierć z rąk wampira.
    Zacznij myśleć o sobie. To nie twoja wina, że ten facet znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Czy Carlisle myślał o tobie, gdy zabawiał się z tamtą kobietą? Czy Charles myślał o tobie, gdy bił cię i poniżał na oczach innych ludzi? 
    Nie.
    Wzięłam głęboki oddech, policzyłam do dziesięciu i wstałam. Na początku trudność sprawiało mi ustanie na nogach, były jak z waty, ale kolejny raz powtórzyłam sobie, o co walczę i to mi pomogło. Zrobiłam pierwszy krok. Mężczyzna leżał jakieś pięć metrów dalej, jego klatkę piersiową pokrywała częściowo zaschnięta już krew. Mimowolnie wstrzymałam oddech i zbliżyłam się do niego. 
    - Niech ktoś mi pomoże! - krzyknął  łamaną angielszczyzną. Na pewno był turystą przebywającym na terenie Ameryki. 
    - Pomocy! - ponowił wołanie.
    Nie wiedział, że za nim stoję, leżał na plecach, głową zwróconą w moją stronę.
    Spojrzałam na jego twarz. Był bardzo przystojny, ale nie tak jak Carlisle. Miał duże niebieskie oczy, gęste rzęsy, które rzucały długie cienie na czerwonych z zimna policzkach oraz dwudniowy zarost. Prześlizgnęłam się wzrokiem po jego sportowej, dobrze skrojonej marynarce, levis'ach i eleganckich butach, by zatrzymać się na złotej obrączce zdobiącej serdeczny palec prawej ręki. 
    Pospiesz się. 
    Drżącą ręką zdjęłam nóż do krojenia mięsa z wiszącej obok półki i podeszłam do owego nieznajomego mężczyzny.
    Nieznajomy mężczyzna. Brzmi to obco. Niech będzie Mike.
    Tak więc podeszłam do Mike'a, tak, że spokojnie mogłam czubkami moich pantofli dotknąć włosów na jego głowie. 
    - Aa! - krzyknął i zerwał się na równe nogi. Spostrzegłam, że był dosyć wysoki. - Kim ty jesteś?! Po co ci ten nóż?! CO TY MASZ NA GŁOWIE?!
    - Tracisz dużo krwi. Usiądź i uspokój się, a ja postaram ci wszystko opowiedzieć.
    Posłusznie spełnił moją prośbę. Zauważyłam, że na jego szyi znajduję się dosyć długa krwawa kreska, zapewne po spotkaniu z jakimś ostrym przedmiotem, pewnie nożem, i wydostaje się z niej pełno gęstej szkarłatnej mazi. Zerwałam z siebie koszulkę i doskoczyłam do Mike'a. Przyłożyłam ją do rany, na co delikatnie zadrżał i uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby. Jego twarz, a raczej oczy znajdowały się dokładnie na wysokości  mojego czarnego biustonosza. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Myślałam że mnie odepchnie albo coś w tym rodzaju.  
    - Niezła jesteś. Rozerwać bluzkę, to naprawdę coś!
    - Nie mamy teraz czasu na zachwyty nad moją siłą. Musisz mnie teraz uważnie wysłuchać. Nie mam bladego pojęcia, jak się tu znalazłam, ale to co mam na głowie to urządzenie, w którym jest bomba. Zostało mi sześć minut. Kiedy ten czas się skończy, a ja nie zdążę tego zdjąć, moja głowa wyleci w powietrze. Dlatego potrzebny mi jest klucz, który jest...
    - Gdzie?!
    - W twoim brzuchu - dokończyłam smutno. Nie chciałam, żeby Mike zginął. Może i znaliśmy się te kilka minut, ale czułam coś dziwnego, nie umiałam tego racjonalnie wytłumaczyć. 
    - Aha. No to nie możemy czegoś zrobić?! Nie możesz mnie rozciąć, wyjąć go i się uratować?
    - Mike, to nie jest takie proste.
    - Skąd wiedziałaś, że mam na imię Mike? Nie przedstawiałem się raczej - uśmiechnął się nonszalancko. Podobało mi się jego opanowanie, nawet w ciężkiej sytuacji. 
    - Yyy... po prostu... zgadłam! - wymamrotałam.
    - Te, wróżka?
    - Nie, z całą pewnością nie.
    Coś gorszego.
    Spojrzałam na zegarek. Pięć minut. Moment wybuchu zbliżał się nieubłaganie. 
    Zerknęłam na Mike'a, który wstał i, kuśtykając, doszedł do stolika ze skalpelami i wziął jeden z nich, duży, lśniący złowrogo. Wiedziałam, że na długo zapamiętam ten widok. Widok przystojnego bruneta, patrzącego na mnie ze współczuciem, trzymającego narzędzie, którym za chwilę miałam popełnić zbrodnię, żeby tylko się uratować. 
    Tonący brzytwy się chwyta. 
    Ale ja się żadnej brzytwy chwytać nie chciałam.
    

 ................................................................

    Bijcie mnie. Przyjdźcie tu z kijami i po prostu mnie pobijcie, bo jak zawsze się nie wyrobiłam. Wiem, miało być szybko, ale zaraz wydarzyło się to, potem to, a niedawno jeszcze to, do tego wakacje i nieodparta ochota na lenistwo. A jeśli już doszłam do komputera, żeby coś napisać, to potrafiło zlecieć dużo czasu, a na kartce z notką roboczą nie pojawiały się żadne nowe wyrazy. Może to jakieś wypalenie, może fakt, że nie jest was dużo i piszę dla garstki? Wyniki statystyk mówią co innego, ale tak się właśnie czuję. Chciałabym, mocno bym chciała, żeby pod tym postem podpisały się osoby, które to czytają i chcą czytać dalej. Nawet te kochane anonimy. Jedno jest pewne. Na pewno nie przerwę w takiej chwili, potrzebuję tylko trochę czasu i sytuacja się unormuje ;)

    Dobra, koniec ckliwej notki. Jak widać, jest tego mało, znowu dużo napięcia i nowy bohater, który może mocno namieszać w głowie głównej bohaterki? Co z tego wyniknie? Przekonacie się już niedługo. 
    Aktualnie, po małym incydencie z pewną graficzką, czekam na szablon, który zamierzam dodać, gdy pojawi się prolog drugiej części. Mam nadzieję, że wyrobię się z czasem. 
    Już nie zanudzam, notka pod postem jak zwykle długa jak połowa postu, nieważne. Mam natłok myśli i chcę się nimi z Wami podzielić. 
    Jakieś błędy? Śmiało wytknąć! 
    Btw. Jakby ktoś chciał pogadać, coś mi powiedzieć, zapraszam na GG (43477401) lub bezpośrednio pod rozdziałem.
    Dziękuję za uwagę i do widzenia :**