środa, 21 listopada 2012

Rozdział XVIII cz.1

Esme

Fanfarlo - Atlas

    Zapowiada się kolejny piękny dzień, pomyślałam, kiedy odkładałam przeczytaną przed sekundą książkę - antyk z biblioteczki Carlisle'a. Nie śpieszyło mi się z jej czytaniem, anioł, niedługo po opuszczeniu naszego domu przez Bellę, pojechał do pracy.
    Położyłam się na łóżku i zaczęłam wspominać wczorajszy wieczór.
    Wybranka Edwarda okazała się bardzo miłą, skromną dziewczyną. Od razu ją polubiłam. Moja nigdy niezawodząca intuicja podpowiadała, że ten związek to coś poważnego. Wystarczyło na nich popatrzeć - zachowywali się, jakby liczyło się tylko tu i teraz. Jak ja i Carlisle.
    Zmieniłam pozycję na wygodniejszą i pewnym momencie usłyszałam szelest papieru, dochodzący od strony lewego ucha. Usiadłam, patrząc, gdzie mógłby się ukrywać. Nie minęła setna sekundy, a spostrzegłam go na jedwabnej narzucie. Wzięłam zwitek do ręki.

"Zapomniałem powiedzieć Ci dziś rano, co do ciebie czuję. Reflektuję się teraz. Kocham Cię.
PS. Gdybyś nie miała co robić, drzwi od szpitala stoją otworem". - widniało na nim.
    Plany na dzisiaj gotowe.
    Pomyślałam. że będzie do bardzo dobre rozwiązanie. Siedzenie w domu i oczekiwanie na anioła z biegiem czasu stało się już trochę nudne, a zresztą, ilość wizyt w tym szpitalu od przeprowadzki można było policzyć na palcach jednej ręki.
    Delikatnie uchyliłam drzwi, aby usłyszeć, co robią moje duże dzieci. Alice czytała magazyn o modzie. Stwierdziłam to bardzo szybko, głownie ze względu na charakterystyczne przewracanie kartek. Zdecydowane, ale jednocześnie ostrożne. Emmet reperował jeepa w garażu. Już drugi raz w tym tygodniu. Nic dziwnego - lubił szybką i niebezpieczną jazdę. W połączeniu z tym samochodem i wrzeszczącą, przestraszoną Rosalie, musi to być niezłe przeżycie.
    Edward grał na fortepianie jedną z kołysanek, którą skomponował specjalnie dla mnie osiemdziesiąt lat temu. To wtedy zachęciłam go do zaczęcia przygody z klawiszami, kontynuowanej do dziś. Białe przyciski wygrywały coraz weselszą melodię, przypominało mi to piosenkę, której słowa napisał Carlisle Właściwie, był to wiersz, ale tak piękny, że zasługiwał na oprawę muzyczną.
    O, jejku, kiedy ostatni raz zasiadałam za fortepianem? Szybko obliczyłam. Dokładnie dwa trzy tygodnie temu, w środę. To było jeszcze przed zniknięciem miedzianowłosego (patrz, rozdział 1 i 2). Napisałam wtedy balladę o nieprzemijającej miłości.
    Moje rozmyślania trwały stanowczo zbyt długo, chciałam jak najszybciej znów zobaczyć się w z moim Szczęściem, dlatego zostawiłam uchylone drzwi i przeszłam do garderoby, gdzie przebrałam się w niebieską sukienkę. Wybrałam tę, ponieważ Carlisle mówił, że wyglądam w niej bardzo ponętnie. O taki wygląd mi chodzi, westchnęłam na niezbyt przyzwoitą myśl, która przyszła mi do głowy. Aby nie usłyszał jej Edward, zaczęłam recytować wiersz Bellowa'a.

- Wychodzę! - krzyknęłam, stojąc już przy drzwiach wejściowych.
- Dobrze - usłyszałam w odpowiedzi.
   Na dworze było dosyć ciepło. Dobrze zrobiłam, rozmyślając się i nie biorąc sweterka. 

   Wiatr smagał mi twarz, kiedy, zdeterminowana biegłam w kierunku szpitala. Było to bardzo przyjemne i zanim się do tego przyzwyczaiłam, stałam już na skraj lasu. Dużo się tu zmieniło od mojego ostatniego pobytu. Ściany budynku zmieniły kolor z szarego na przyjemną dla oka żółć, posadzono wiele krzewów bukszpanu. Wymieniono okna na nowsze, w każdym wisiała delikatna zasłonka.
    Na parkingu spostrzegłam mercedesa, którym jeździł mój ukochany. Stał na przeciwległym końcu, w cieniu wielkiego drzewa. No, zobaczyłam samochód, chcę zobaczyć i jego.

    Weszłam do przestronnego korytarza. Moim celem była recepcja. 
    Za kontuarem siedziała kobieta w średnim wieku, o pociągłej twarzy i blond włosach związanych w rozpadający się kucyk. W ręku trzymała ołówek i mierzyła mnie przenikliwym wzrokiem.
- Słucham - odezwała się piskliwym głosem.
- Ja do doktora Cullena - oznajmiłam.
- Przykro mi, pan Cullen nie przyjmuje już pacjentów. Mogę zapisać panią na jutro - zerknęła do wielkiego notatnika - popołudniu.
- Zaszło jakieś nieporozumienie, jestem żoną doktora i chciałabym się z nim zobaczyć. Czy byłoby to możliwe?
- Zadzwonię do niego i się okaże.
Wybrała odpowiedni numer i przystawiła słuchawkę do ucha. Wyraźnie ucieszyło ją to zadanie. Trudno się dziwić, w mieście krążą pogłoski, że damska część personelu szpitala wzdycha na punkcie mojego męża. A ja jestem szczęściarą, bo wiem, że jedyne odwzajemnione uczucia należą do mnie.
- Dzień dobry, doktorze, nie przeszkadzam? - wymówiła, uśmiechając się, jakby zobaczyła nie wiadomo co. Stoję tu od mniej niż dwóch minut i już mam dość tej kobiety.
- W recepcji czeka pana żona i chce się z panem zobaczyć... dobrze... do usłyszenia - zerknęła na mnie z wyrzutem. Jej oczy zdawały się mówić "Niepotrzebnie tu przyszłaś". Zignorowałam to i oczekiwałam na dalsze instrukcje. 
- Doktor zaraz tu przyjdzie - oznajmiła lodowatym tonem. Odruchowo się skuliłam, choć niepotrzebnie. To ja tu byłam wampirem.
    Nie minęła nawet minuta, a usłyszałam go na schodach. Poruszał się w szybkim, ale nie aż tak, by wzbudzał czyjeś podejrzenia, tempie.
    Zerknęliśmy na siebie w tym samym czasie. To było takie magiczne. Żyć razem tyle lat, a nadal patrzeć sobie w oczy, jakbyśmy dopiero się poznali.
- Witaj, kochanie - powiedział, uśmiechnięty od ucha do ucha. Podszedł bliżej, aby pocałować mnie w czoło. Zrezygnował jednak z tego pomysłu, delikatnie dotykając moje usta swoimi. Trwaliśmy tak do czasu, kiedy usłyszeliśmy znaczące chrząknięcie pani z recepcji.
- To może my już pójdziemy - szepnął mi do ucha - Dziękuję, Rachel - zwrócił się do tej przeuroczej pani, która oblała się rumieńcem.
    Wolnym tempem skierowaliśmy się do gabinetu, w którym na co dzień pracował mój mąż, aby tam, w spokoju, porozmawiać i chociaż przez chwilę pobyć sam na sam. 


    Gdybyśmy wtedy wiedzieli, co spotka nas w najbliższej przyszłości...

``````````````````````````````````````````````````````````````````````
Huh, wreszcie udało mi się napisać nowy rozdział. Na wstępie przepraszam za ponad trzytygodniową nieobecność, po prostu nie dawałam rady. Cztery testy w pięć dni, cóż się dziwić. Następny pojawi się dużo wcześniej, postaram się, naprawdę. 
Dedykacje - 
EsmeCharlotte♥Rosemare . ♥Jasmine.Cher Smith♥ . Sakura .
Chyba wszystkich wymieniłam, jakby co, to dopominajcie się :)
Mogę już nie mieć okazji, więc WESOŁYCH ANDŻEJEK  :*

6 komentarzy:

  1. fajnie,że nowy rozdział ;)

    podoba mi się
    no i troszkę mi humor poprawił

    dzięki za dedykację

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejej ! Dziękuję podwójnie , za *dedyk i za Andrzejki . xd Uśmiechałam się , gdy czytałam . Umm , myślałam , że Esme coś powie tej Rachel , czy jak jej tam . ^-^
    O , ciekawe co dalej ! A co czeka ich w przyszłościi ? Kłopoty ? :< Czekam na nn . : *

    * Zmieniłam nick , to ja , stara Sakura . ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że zesikam się ze śmiechu, gdy czytałam o tej nieprzyzwoitej myśli Esme. W naszym opowiadaniu były one bardzo... em... przyzwoite. ;d
    Co do rozdziału, to był świetne! Szkoda że Esme nie zaczęła Carlisle'a przy tej Rachel namiętnie całować i obściskiwać... hahaha! Było by fajnie! Wojna kobiet! Odwala mi, jak zawsze. ;d

    Ps: Dzięki za dedykację. ;*
    Ps2: Mam pomysł, jak zakończyć nasze opowiadanie o C&E
    Ps3: Masz pewność, że będzie ostro!

    OdpowiedzUsuń
  4. thx za dedykacje ( Cher Smith )
    Rozdział prze prze prze cudny ( jak zawsze )
    Już nie mogę się doczekać kolejnego :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nn : http://another-story-twilight.blogspot.com/2012/11/prima-della-grande-trinita.html
    PS : Znowu zmieniłam nick ! (Sakura)

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie NN . ;d http://my-vampire-mind.blogspot.com/2012/12/prolog.html
    Zapraszam .

    OdpowiedzUsuń

Czytam = komentuję.


Dziękuję za każdy komentarz, to wielka radość dla autora, gdy widzi, że jego praca jest doceniona.