niedziela, 30 września 2012

XV

Carlisle

    Firma rodzic i syn - głosił napis na jednej z brudnych ścian fabryki. Odkąd siedziałem tu na niewygodnym krześle, przykuty do niego żelaznymi obręczami, które coraz bardziej obniżały moją sprawność, zdążyłem przeczytać to ponad tysiąc razy. 
Rozejrzałem się po pomieszczeniu ze wstrętem. W kącie leżały trzy ciała, z których Heidi zrobiła sobie obiad. Dwie kobiety i jeden mężczyzna. 
    Nie chciałem dłużej patrzeć w stronę tych niewinnych ludzi. Na pierwszy rzut oka nic mnie z nimi nie łączyło, ale po dłuższym rozmyślaniu, nasuwało się jedno : wszyscy nie mieliśmy już przed sobą przeszłości.
    Z tą jednak różnicą, że koniec mojej miał dopiero nadejść. I to niedługo.

Esme

    - No to na co czekamy?! Biegnijmy tam! - odezwał się zaabsorbowany Edward. Jego mina zdradzała, że byłby gotowy zabić.
    Ruszyliśmy pędem w kierunku,który wskazała nam Alice. Droga była bogata w liczne zaułki i rozwidlenia  Na jej końcu znajdował się wielki mur z żelazną bramą oddzielający miasteczko od potężnego i mrocznego lasu.
    Przechodząc przez nią, czuło się dziwną ulgę. Bardziej odpowiadał mi bowiem las niż zatłoczone miasto nocą, zapewne ze względu na moje upodobania łowieckie.
    Puszcza ciągnęła się przez jakieś dziesięć kilometrów, gwarantując przyjemną podróż w towarzystwie starych drzew i idących w ich ślady niewielkich roślinek. Nie stwierdziłam jednak obecności jakichkolwiek zwierząt. Chociaż nie byłam głodna, robiłam tak z przyzwyczajenia. Zawsze,kiedy wybieraliśmy się na spacery z Carlisle'em, robiliśmy zawody, kto pierwszy poczuje coś do zjedzenia. 
     - Trzymaj się, skarbie - chciałabym, aby usłyszał moje myśli.
    Bieg przebiegał jak dotąd w całkowitej ciszy, przerywanej odgłosami łamanych patyków i szybszym oddychaniu, co było nam zbędne, lecz chciałam, żebyśmy sprawiali wrażenie i czuli się jak normalni ludzie.
    Na tyle, ile się dało.
    Przystanęliśmy zaciekawieni. Znajdujące się naprzeciwko nas wzniesienie sprawiało wrażenie niedostępnego z powodu porastających go licznych krzewów z ostrymi kolcami.
- To tu? - zapytałam Edwarda w myślach. Spojrzał na mnie łagodnie, odpowiadając skinieniem głową.
    Musieliśmy wdrapać się na górę.

Carlisle

    Z minuty na minutę czułem się coraz gorzej. Od dłuższego czasu nie oddychałem. Nie pozwalały mi na to łańcuchy i kajdany oplatające moje ciało.
    - Esme, błagam, pomóż mi - jęczałem w duchu.
    Tylko, że pomoc nie nadchodziła.

Esme


    Wejście na górę nie zajęło nam dużo czasu. Wszyscy poradziliśmy sobie z tym zadaniem bardzo szybko.

    Przed nami rozciągała się stara, opuszczona fabryka. Gdybym była tu w charakterze wycieczki lub spaceru, pomyślałabym, że nikogo tu nie spotkam i zawróciłabym.
 - Wchodzimy? - spytał Jasper.
- Oczywiście, że tak - odparłam - Nie mamy wyboru - byłam zdecydowana, lecz w środku czułam przerażenie. Bałam się, że zastanę tam coś, czego raczej nie będę chciała zobaczyć.
    Podeszliśmy bliżej, opierając się o betonową ścianę budynku i zaglądając do okien. Niestety, nie udało się - wszystkie zostały zasłonięte grubą warstwą tektury. Zdejmowanie jej zajęłoby nam zbyt wiele czasu. Zamiast tego podeszliśmy  do drzwi, lekko uchylonych. Edward sprawiał wrażenie opanowanego. Widać było, że nie przywykł do takiego zachowania. Postawa Alice dawała dużo do myślenia. Całym sercem zaangażowana w to, co robi. I z tego byłam dumna. Jasper zaś pomagał mi, uspokajając jak tylko mógł. Jego dar nie zdziałał jednak cuda, ale dobrze było mieć kogoś takiego przy sobie.
- Wchodzimy - nakazał miedzianowłosy, delikatnie otwierając drzwi. Chwilę później oślepiło nas jasne światło jarzeniówek wiszących na wysokim stropie.
    Kiedy nasze oczy przyzwyczaiły się już do klimatu panującego w pomieszczeniu, przestąpiłam próg i rozejrzałam się dookoła.
    I wtedy go zobaczyłam.
    Siedział przykuty do krzesła pod ścianą na drugim końcu przestrzeni. Nasze oczy się spotkały. W tych jego widać było cierpienie i ból, ale to miłość wzięła górę.
    Nie zważając na okoliczności, podbiegłam i mocno przytuliłam, na tyle, na ile pozwalały nam różnego rodzaju łańcuchy.
- Carlisle - wyszeptałam, wtulając jego głowę w mój brzuch. Ta chwila mogła trwać wiecznie - Już, cichutko, jestem przy tobie.
     Chciałam powiedzieć mu, że to kobieta nic dla mnie nie znaczy. Że kocham go bez względu na wszystko. Chciałam, żeby trzymał mnie w swych ramionach i nigdy nie wypuszczał.
    Ale to nie było nam dane.
- Kim ty jesteś i dlaczego przytulasz mojego ukochanego? - odezwała się sopranem kobieta stojąca w progu. Była to niska blondynka ubrana w czarny top z lateksu i krótką spódniczkę w tym samym kolorze. Tak, to z pewnością Heidi.
    Oderwaliśmy się od siebie. Stanęłam bliżej, aby zasłonić go własnym ciałem
- Bardzo mi przykro, ale moja wizyta tutaj dobiega już końca - nawet w takich momentach Carlisle potrafił być uprzejmy i opanowany.
- Nigdzie się nie wybierasz. Wiem, że czujesz do mnie to samo, co ja do ciebie.
- Niestety nie. Kocham tylko Esme.
- To niemożliwe! Nie pamiętasz, co było między nami te kilkaset lat temu? - podeszła bliżej i spojrzała mi głęboko w oczy - Wybacz...Esme, ale chyba powinnaś już pójść. I zabierz ze sobą tę bandę.
    Zabrzmiało to tak, jakby uważała dzieci za niepotrzebne zabaweczki. Zabolało mnie to.
- Nie ruszę się stąd bez mojego męża.
- W takim razie będę zmuszona ci w tym pomóc.
    Obnażyła zęby, szykując się do skoku. Gdyby nie Jasper,który w porę zdążył ją złapać, byłabym już martwa. Mąż Alice wyprowadził wampirkę na zewnątrz, dołączył do niego Edward. Chochlik natomiast podszedł do mnie, uśmiechnął się i powiedział: 
- Spokojnie, Jasper się nią zajmie. Jesteś już bezpieczna.
    Zaczęłyśmy uwalniać Carlisle'a. Z początku nie szło nam to zbyt dobrze - więzy, ze względu na ich tworzywo, były twarde i trudne do zniszczenia. Zdziwiło mnie, że jedna kobieta zdołała założyć je wyrywającemu się mężczyźnie. I to w dodatku temu, o którym mówiła, że są sobie przeznaczeni. Pozory mylą.
    W pewnym momencie, kiedy byłyśmy już na półmetku, do środka wparowali zdyszani chłopcy.
- Uciekła - oznajmił Edward, kręcąc głową. 
- Nic się nie dzieje - uspokoiłam ich - Pomożecie?
    Wspólnymi siłami pozbyliśmy się żelaznych kajdan, niszcząc przy okazji krzesło, na którym siedział mój mąż.
    Gdy tylko stanął o własnych siłach, uścisnął wszystkich, dziękując z osobna. Mnie zostawił na koniec.
    Przywarliśmy do siebie na kilka dobrych minut. Bardzo mi tego brakowało. Przez moją głupotę znaleźliśmy się w tym miejscu. Chciałam to teraz każdemu wynagrodzić. Zaczynając od ukochanego.
- Skarbie, tak bardzo cię przepraszam. Gdyby nie ja, wszystko zakończyłoby się inaczej. Mogłam od razu powiedzieć, że ci wierzę, a zamiast tego - plątałam się w zeznaniach.Zwiesiłam głowę, czekając na odpowiedź anioła.
- Nie masz za co przepraszać. Naprawdę. Zapomnijmy o tym. Powinienem ci podziękować. Gdyby nie ty, jeszcze długo siedziałbym tutaj, słuchając rozterek i łzawych opowieści Heidi - zaśmiał się łagodnie. Cieszyłam się, że nie był na mnie zły. Szybko odgoniłam tę myśl - Carlisle nie potrafił gniewać się nawet na wrogów
- No już, uśmiechnij się. 
    Wyszliśmy z fabryki. Obejrzałam się za siebie. Obyśmy już nigdy nie musieli tu wracać.


``````````````````````````````````````````````````````````````````````

Witajcie po tygodniowej przerwie! Cieszę się, że cały czas jesteście ze mną. Bardzo mi to pomaga, nie ukrywam. Inaczej jest pisać dla siebie, a inaczej dla stałych czytelników i nie tylko.
Martwi mnie jeden fakt - coraz więcej autorek moich ulubionych blogów zawiesza je. Może tylko na chwilę, lecz zdarzają się dłuższe przypadki. Chciałabym życzyć im weny i pogody ducha. Żeby sypali rozdziałami jak z rękawa.
Kocham Was
Magda
Ps. Jest jeszcze jedna sprawa. Emilia wypadła z obiegu. Zostałam tylko ja, ale nic się nie zmieni. Rozdziały nadal będą pojawiać się w takich odstępach czasu.
 :)

7 komentarzy:

  1. rozdział fajny ;)

    ja też zauważyłam ,tą plagę zawieszania

    ja też chwilowo nie mam weny -_-

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Cały czas czułam napięcie... tak jakbym tam była! Bardzo podobał mi się ten rozdział! Chyba najlepszy, oczywiście i tak wszystkie były świetne, lecz ten był inny... Można tu było poczuć uczucia postaci. Niesamowite! Całe szczęście, że zdążyli na czas! Mam nadzieję, że Carlisle i Esme w końcu będą mogli spędzić ze sobą więcej czasu i jakoś sobie wynagrodzą tą bolesną rozłąkę!

    Ps: Jestem szczęśliwa, że akurat miałam szansę przeczytać twój rozdział, szczególnie że nie mogę wchodzić na komputer...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, naprawdę. Wiem,ile cię to kosztuje, ale wysyłam pozytywną energię :)

      Usuń
  3. Och! To chyba najlepszy rozdział . ;D Cały czas było czuć napięcie, a potem (Och!) ta wzruszająca chwila wybaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super , Uwolnili Carlisle <3 Cudny Rozdział , Tak jak zawsze <3 Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jupi ! . XD Świetny ! Wreszcie.. uwolnili Carlisle'a . Ogółem , blog świetny i tyle :d

    PS: zapraszam do mnie. : http://just-my-true-story.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń

Czytam = komentuję.


Dziękuję za każdy komentarz, to wielka radość dla autora, gdy widzi, że jego praca jest doceniona.