niedziela, 19 sierpnia 2012

VIII

Esme

    Był to chłodny, letni poranek. Odkąd wróciliśmy ze Szwecji, pogoda znacznie się poprawiła - w ogóle nie padało. Zamiast tego cały dzień świeciło słoneczko.
    Carlisle był dziś w pracy dłużej niż zwykle. Powinien wrócić jakieś trzy godziny temu. Zmartwiona, postanowiłam zadzwonić i zapytać, co zatrzymało go w szpitalu.
- Słucham? - zapytał tym swoim służbowym tonem.
- Kochanie? - nie wiem, dlaczego poczułam ból w gardle. Zaniemówiłam na krótko.
- Esme, jak dobrze cię słyszeć - ucieszył mnie jego głos - Przepraszam, że nie uprzedziłem o późniejszym powrocie, ale mam tu nagły wypadek.
- Czy to coś poważnego?
- Mhm - odmruknął. Widać, ten temat był dla niego drażliwy. Nie pytałam już o nic.
- Do zobaczenia - rzuciłam z goryczą, której nigdy u siebie nie wykryłam.
- Skarbie...
- Tak?
- Nie rozłączaj się jeszcze - powiedział błagalnym tonem.
- Dobrze - milczeliśmy przed długi czas.
- Wrócę najszybciej, jak będę mógł. Oczywiście, przewiduję rekompensatę w formie wyjazdu. Co powiesz na pobyt na wyspie?- marzyłam, by znowu tam przebywać. Ten piękny zakątek stał się częścią mojego życia, oprócz tego nosił nazwę "Esme".
- A co z dziećmi? - zapytałam przerażona ich ostatnim wybrykiem - Pamiętasz ich "bankiecik"? - w odpowiedzi usłyszałam tylko słodki śmiech.
- Nie martw się o nich. Tym razem będą grzeczni, już ja o to zadbam -  Byłam bardzo szczęśliwa. Chciałabym zobaczyć już wyspę i razem z Carlisle'm wygrzewać się na miękkim, żółtym piasku.
- No dobrze, kończmy - doradził anioł - Niedługo się spotkamy, więc przygotuj się na egzotyczny weekend - roześmiał się ponownie, po czym zakończył rozmowę.
    Zeszłam na dół, by powiedzieć Alice, Edwardowi, Emmetowi, Jasperowi oraz Rosalie o naszych wakacyjnych planach.W salonie zastałam tylko krótki liścik, po ledwo czytelnym piśmie poznałam, że jego autorem jest miedzianowłosy " Idziemy na baseball, wrócimy przed zmrokiem, uściski". Pamiętam nasze rodzinne rozgrywki. Nagle, wpadł mi do głowy pewien pomysł : a może spędzimy ten weekend na wyspie w siódemkę?
    Usłyszałam dźwięk silnika dobiegający z podjazdu. To Carlisle wrócił ze szpitala! Pobiegłam w normalnym tempie do drzwi wejściowych. Jak zawsze, nasze powitanie wyglądało tak: czekałam na niego na schodkach prowadzących do domu. Kiedy podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy, zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam namiętnie. Następnie  objęci, zmierzaliśmy do gabinetu, gdzie zostawiał teczkę z dokumentami i torbę lekarską.
- Carlisle? - zapytałam, kiedy byliśmy już niedaleko schodów na drugie piętro.
- Tak, skarbie?
- A może weźmiemy dzieciaki na wyspę? - powiedziałam to tak, jakby nasza gromadka była w wieku przedszkolnym. Anioł uśmiechnął się, a następnie chrząknął znacząco, co znaczyło, że moja decyzja jest dla niego najważniejsza.
- Skoro tak uważasz - odparł - Jedźmy wszyscy razem. Zastanowiłbym się jednak co do Edwarda -Przypomniałam sobie Bellę. Pewnie chciałby zostać z nią w Forks.
- Pewnie tak.
- Skąd wiesz, o czym myślę? - spytałam zdziwiona. 
- Skarbie, powiedziałaś to na głos - zaśmialiśmy się razem. Mój ukochany pocałował mnie przelotnie w usta i zniknął. Usłyszałam jego kroki  w gabinecie, później w sypialni. Wydawało mi się, że czegoś szuka, lub po prostu zastanawiał się nad wyjazdem. Postanowiłam udać się do salonu i dokończyć książkę, do której, z braku czasu, nie zaglądałam prawie trzy dni.
    Jakiś czas później zszedł do salonu i siadł w swoim ulubionym, burgundowym, pasującym do kanapy, fotelu. Rozglądał się po pokoju, jakby widział go pierwszy raz. Wreszcie spojrzał w moją stronę.
- Niestety, nie mogę wziąć urlopu - rzekł po namyśle.
- Wiem - odpowiedziałam tym samym tonem.
- Skąd? 
- Widać to po tobie - lekko się uśmiechnął, szkoda, że tak krótko. Na jego twarzy znów widać było smutek.
- Dzwonili ze szpitala, muszę tam jechać. Zdarzył się przerażający wypadek.
- Co to za masakra?
- Pewien kierowca zderzył się z pociągiem.
- To naprawdę poważne. Kiedy wrócisz?
- Jeśli sytuacja się unormuje, to pewnie jutro rano - podszedł do mnie - Przepraszam. Do zobaczenia, Esme - wypowiedział te słowa z nabożną czcią, jakbyśmy mieli nie widzieć się całe lata. Mój ukochany objął mnie, a potem wyszedł. Nie miałam mu tego za złe - wręcz przeciwnie - ceniłam jego cierpliwość i chęć niesienia pomocy innym.
- Hej, mamo - odwróciłam się. W progu stał Jasper a za nim cała reszta. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha.
- Już wróciliście?
- Spójrz za okno - powiedziała Alice. Dopiero teraz zauważyłam, że na dworze leje jak z cebra. Biedny Carlisle! Musi pracować w taką pogodę.
- Zmokliście?
- A jak myślisz? - odparła Rosalie - Mamo, jesteśmy już duzi, potrafimy o siebie zadbać -cała gromadka weszła do salonu i opowiedziała mi przebieg gry, po czym roześmialiśmy się głośno ze spektakularnego upadku Alice. 
    Z niecierpliwością oczekiwałam jednak przybycia mojego najdroższego anioła, którego kocham nad życie.

Od autorek:

Ten rozdział pojawił się dość późno, z powodu braku weny.  Wielkie dzięki za wszystkie komentarze, lecz z każdą notką ich liczba maleje. No cóż, w końcu są wakacje. Następny rozdział już niedługo :)

7 komentarzy:

  1. Szkoda że Carlisle musiał jechać do pracy, przez co musieli zrezygnować z wyjazdu. ;( Jednak wydaje mi się, że przez to na pewno coś planujecie, więc czekam na kolejny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. A tak z ciekawości: masz może bloga? Chętnie odwdzięczyłabym się za miłe słowa :)

      Usuń
  3. fajnie , u mnie powinien się dziś pojawić nowy rozdział ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. co do komentarzy: czytam, acz nie komentuję, choć mi się podoba. Niestety, ale to u mnie już chyba normalność. ;) Rozdział świetny. Powodzenia w dalszym pisaniu. ;)
    Pisarka Jasmine
    o-zmierzchu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. No, czytam dalej <3
    Świetne,jak zwykle <3

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,- A może weźmiemy dzieciaki na wyspę? - powiedziałam to tak, jakby nasza gromadka była w wieku przedszkolnym.'' Mają tyle lat ,a zachowują się jak dzieci. Hm... Może to zależy od wieku przemiany <3

    OdpowiedzUsuń

Czytam = komentuję.


Dziękuję za każdy komentarz, to wielka radość dla autora, gdy widzi, że jego praca jest doceniona.