- Ale na pewno porozmawiasz o tym urlopie? - zapytałam, żegnając się z Carlisle'm następnego dnia rano przed domem - Wiesz, że to dla mnie ważne.
- Słowo harcerza - uniósł dwa palce i przyłożył je do serca.
- No dobrze, jedź już, bo się spóźnisz - otworzyłam drzwi samochodu.
- Będę tęsknił, kochanie - powiedział z troską w głosie.
- Ja też. Do zobaczenia wieczorem - rzekłam i odwróciłam się, by wejść do domu.
- Esme? - anioł złapał mnie delikatnie za rękę.
- Tak?
- Bądź grzeczna - uśmiechnął się promiennie.
- Zawsze jestem. Pa pa - wsiadł do auta z wielką niechęcią i odjechał. Zanim udałam się do domu, popatrzyłam, jak samochód znika za drzewami.
W środku panowała radosna atmosfera. Edward i Jasper oglądali telewizję. Towarzyszyły temu wesołe chichoty.Z pewnością była to jakaś komedia. Emmet reperował swego jeepa w garażu.
- Gdzie dziewczyny? -zapytałam Jaspera.
- Wydaje mi się, że w garderobie Alice. Kazały ci to przekazać - podał mi małą karteczkę, na której pisało : "Mamo, mamy dla ciebie niespodziankę. Czeka u mnie w pokoju. Całuję, A."
- Dziękuję, kochanie - rzekłam i ruszyłam we wskazanym kierunku. Już na schodach słyszałam tłumione śmiechy. Była z nią też Rosalie.
- O co chodzi, Alice? - jej garderoba była takiej samej wielkości jak moja, a może nawet większa. Obie miałyśmy zamiłowanie do romantycznych sukienek i niebotycznych obcasów. Rose również podzielała nasze zdanie, lecz, towarzysząc nam podczas kilkudniowych zakupów, nie rzucała się na półki z ubraniami, jak jej matka i siostra.
- Mamy dla ciebie niespodziankę - zaświergotał chochlik. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma za sobą wielkie pudło obwiązane srebrną wstążką. Podała mi je i powiedziała :
- O to ona!
- Dziękuję - uściskałam je obie i otworzyłam pakunek. Kiedy odchyliłam wieczko, oniemiałam : w środku była przepiękna sukienka w moim ulubionym, białym kolorze, z krótkim rękawem, paskiem w talii i koronkową górą.
- O boże, jest piękna - wykrztusiłam.
- Naprawdę nie ma za co. Będzie pasować do tych butów, które kupiłyśmy w zeszłym tygodniu - powiedziała Rose i mrugnęła porozumiewawczo.
- I tej bransoletki od taty - Alice była w swoim żywiole.
- A torebka?
- Ładnie skomponuje się z małą, białą kopertówką w kształcie pudełka - podsunęłam.
- Masz rację, mamo - krzyknęły chórem.
- A ja? W co mam się ubrać?
- Alice, przecież cały ten pokój tonie pod ciężarem twoich ciuszków - mój syn zajmował zaledwie trzy nieduże półki,podczas, gdy odzież jego żony leżała wszędzie.
- No tak, ale nie wiem, co do czego założyć ! - lamentowała.
- A może poszukamy czegoś u mnie? - zaproponowałam. Ciemnowłosa od razu rozchmurzyła się i zaczęła skakać w miejscu.
- Naprawdę? Dziękuję! - objęła mnie lekko i udałyśmy się do sypialni, przez którą przechodziło się do przestronnej garderoby. Stało w niej ogromne lustro, resztę stanowiły zaś różnorodne półki, wieszaki i uchwyty uginające się pod ciężarem ubrań i błyskotek. I oczywiście butów!
- No to czego szukamy? - rzekła oczarowana Rosalie. Nie mogła oderwać oczu od pomarańczowych sandałków na koturnie.
- Podobają ci się? - zapytałam ją.
- Bardzo.
- To dobrze - ściągnęłam je z półki i podałam jej - bo pójdziesz w nich na jutrzejszą ceremonię.
- Dziękuję - pocałowała mnie w policzek. Z racji tego, że byłam od niej wyższa, musiałam lekko ugiąć kolana.
Po dwóch godzinach zdecydowałyśmy, w co ubiorą się nasze absolwentki : Alice założy niebieską sukienkę oraz zielone szpilki, pożyczone ode mnie, Rose zaś owe buty i kostium z baskinką. Kiedy wyszły, by znaleźć mężów, postanowiłam zrobić odwlekany porządek, to znaczy poukładać buty i ubrania według pór roku i powyrzucać pudełka i torby na zakupy, które leżały w każdym kącie.
Po skończeniu pracy, rozejrzałam się z tryumfem po pokoju. Wreszcie zawitał tu ład. Wynosząc śmieci do kuchni, spojrzałam na wiszący tam zegar. Dochodziła szesnasta, czyli za około godzinę Carlisle będzie już w domu. Podjęłam decyzję, że do tego czasu zdążę jeszcze dokończyć książkę, do której dawno nie zaglądałam. Do przeczytania zostało mi sześć rozdziałów. W sam raz!
Odkładając książkę, przy której nieźle się wzruszyłam, usłyszałam dźwięk silnika samochodu mojego męża. Chciałam poczekać na niego w sypialni, ale tęsknota wzięła górę. Wybiegłam z domu jak strzała i zarzuciłam mu ręce na szyję. Efekt był taki, że rozległ się wielki huk i oboje upadliśmy na ziemię.Carlisle zaczął się śmiać, dołączyłam do niego.
- Dziękuję za niesamowite hmmm, powitanie, kochanie - jego uśmiech mnie onieśmielał.
- Wszystko dla ciebie - próbowałam wstać, ale mnie powstrzymał - Co robisz?
- Ta ziemia jest taka przyjemna - rzekł rozmarzonym głosem, jednocześnie patrząc mi w oczy - Mam dla ciebie niespodziankę.
- To już dziś druga - zamruczałam.
- Druga?
- Tak. Pokażę ci ją jutro.
- Nie mogę się doczekać. Moja jest trochę inna - podniósł się i pomógł mi wstać - Zostawię dokumenty i możemy iść.
- Dobrze, daj mi kilka minut, to się przebiorę - ruszyłam pędem do garderoby i założyłam czarną sukienkę z koronki. Kiedy wychodziłam z sypialni, mój ukochany zamykał właśnie drzwi gabinetu.
- Szybka jesteś -zbliżył się i pocałował mnie w szyję - Wyglądasz tak kusząco.
- Dziękuję. To gdzie idziemy?
- Zobaczysz - był coraz bardziej tajemniczy - Wykonam tylko jeden ważny telefon. Przepraszam na chwilę - oddalił się i wyjął komórkę. Z tego, co usłyszałam, rozmawiał z Alice. Ciekawe, o co chodziło.
- Już - oznajmił.
Zeszliśmy po schodach na parter. Kiedy zauważyłam, że kierujemy się do lasu, zapytałam, dokąd zmierzamy, na co odpowiedział :
- Jeszcze chwilka, skarbie.
W końcu spostrzegłam naszą polanę, z każdym krokiem coraz mniej skrytą za drzewami. Wydawało mi się, że oświetla ją jakieś światło, lecz to pewnie tylko złudzenie. Gdy podeszliśmy bliżej, zrozumiałam, że nic mi się nie przywidziało.
Cała polanka tonęła w różowych świecach. Na środku leżał biały, niezbyt duży koc pokryty płatkami róż.
- Boże, Carlisle - szepnęłam - Tu jest cudownie.
- Miałem nadzieję, że ci się spodoba - uśmiechnął się szeroko.
- Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Wystarczy mi twoja obecność- powiedział, biorąc mnie na ręce i przenosząc na koc. Ułożyłam się na nim i przyciągnęłam do siebie anioła. Czułam się wspaniale, ale miałam przeczucia że to nie koniec niespodzianek.
- Esme, muszę ci coś powiedzieć.
- Tak? - spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich troskę i radosne iskierki. Z pewnością było to coś dobrego.
- Dostałem urlop - w tym momencie chciałam krzyczeć i skakać ze szczęścia. Zamiast tego pocałowałam namiętnie mojego wybranka.
- Kocham cię - wyszeptałam.
- I to tylko dlatego, że dostałem urlop? - odparł z uśmiechem.
- Oczywiście, że nie - pokręciłam głową - Dlatego, że jesteś, że mnie kochasz. Dałeś mi wszystko, o czym kiedyś mogłam tylko pomarzyć. Cudowną rodzinę. Uczucie. Życie.
- To dzięki tobie. Tchnęłaś radość i miłość w moje życie.
- Nic więcej nie mów - przyłożyłam mu palec do ust i pocałowałam namiętnie. Na tym się nie skończyło - kilka chwil później byłam już bez sukienki i zajmowałam guziczkami od jego koszuli, na co zareagował długim, przeciągłym mruczeniem. Gdy pozbyliśmy się już odzieży wierzchniej, usiadłam na Carlisle'u, całując po nagim już torsie.
- Oszaleję z tobą - wyszeptał do moich na wpół otwartych ust.
Chwilę później oddaliśmy się chwili zapomnienia.
Carlisle
Leżeliśmy tak kilka godzin, okryci jedynie cieniutkim kocykiem. Wydawało mi się, że, aby uniknąć poszukiwań ze strony naszych wścibskich dzieci, szczególnie Emmeta, należy wracać już do domu, lecz było mi tu tak dobrze. Esme leżała wtulona we mnie z zamkniętymi oczami. Doskonale wiedziała, że się w nią wpatruję, więc uniosła głowę i zapytała zaspanym głosem :
- Esme? - anioł złapał mnie delikatnie za rękę.
- Tak?
- Bądź grzeczna - uśmiechnął się promiennie.
- Zawsze jestem. Pa pa - wsiadł do auta z wielką niechęcią i odjechał. Zanim udałam się do domu, popatrzyłam, jak samochód znika za drzewami.
W środku panowała radosna atmosfera. Edward i Jasper oglądali telewizję. Towarzyszyły temu wesołe chichoty.Z pewnością była to jakaś komedia. Emmet reperował swego jeepa w garażu.
- Gdzie dziewczyny? -zapytałam Jaspera.
- Wydaje mi się, że w garderobie Alice. Kazały ci to przekazać - podał mi małą karteczkę, na której pisało : "Mamo, mamy dla ciebie niespodziankę. Czeka u mnie w pokoju. Całuję, A."
- Dziękuję, kochanie - rzekłam i ruszyłam we wskazanym kierunku. Już na schodach słyszałam tłumione śmiechy. Była z nią też Rosalie.
- O co chodzi, Alice? - jej garderoba była takiej samej wielkości jak moja, a może nawet większa. Obie miałyśmy zamiłowanie do romantycznych sukienek i niebotycznych obcasów. Rose również podzielała nasze zdanie, lecz, towarzysząc nam podczas kilkudniowych zakupów, nie rzucała się na półki z ubraniami, jak jej matka i siostra.
- Mamy dla ciebie niespodziankę - zaświergotał chochlik. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma za sobą wielkie pudło obwiązane srebrną wstążką. Podała mi je i powiedziała :
- O to ona!
- Dziękuję - uściskałam je obie i otworzyłam pakunek. Kiedy odchyliłam wieczko, oniemiałam : w środku była przepiękna sukienka w moim ulubionym, białym kolorze, z krótkim rękawem, paskiem w talii i koronkową górą.
- O boże, jest piękna - wykrztusiłam.
- Naprawdę nie ma za co. Będzie pasować do tych butów, które kupiłyśmy w zeszłym tygodniu - powiedziała Rose i mrugnęła porozumiewawczo.
- I tej bransoletki od taty - Alice była w swoim żywiole.
- A torebka?
- Ładnie skomponuje się z małą, białą kopertówką w kształcie pudełka - podsunęłam.
- Masz rację, mamo - krzyknęły chórem.
- A ja? W co mam się ubrać?
- Alice, przecież cały ten pokój tonie pod ciężarem twoich ciuszków - mój syn zajmował zaledwie trzy nieduże półki,podczas, gdy odzież jego żony leżała wszędzie.
- No tak, ale nie wiem, co do czego założyć ! - lamentowała.
- A może poszukamy czegoś u mnie? - zaproponowałam. Ciemnowłosa od razu rozchmurzyła się i zaczęła skakać w miejscu.
- Naprawdę? Dziękuję! - objęła mnie lekko i udałyśmy się do sypialni, przez którą przechodziło się do przestronnej garderoby. Stało w niej ogromne lustro, resztę stanowiły zaś różnorodne półki, wieszaki i uchwyty uginające się pod ciężarem ubrań i błyskotek. I oczywiście butów!
- No to czego szukamy? - rzekła oczarowana Rosalie. Nie mogła oderwać oczu od pomarańczowych sandałków na koturnie.
- Podobają ci się? - zapytałam ją.
- Bardzo.
- To dobrze - ściągnęłam je z półki i podałam jej - bo pójdziesz w nich na jutrzejszą ceremonię.
- Dziękuję - pocałowała mnie w policzek. Z racji tego, że byłam od niej wyższa, musiałam lekko ugiąć kolana.
Po dwóch godzinach zdecydowałyśmy, w co ubiorą się nasze absolwentki : Alice założy niebieską sukienkę oraz zielone szpilki, pożyczone ode mnie, Rose zaś owe buty i kostium z baskinką. Kiedy wyszły, by znaleźć mężów, postanowiłam zrobić odwlekany porządek, to znaczy poukładać buty i ubrania według pór roku i powyrzucać pudełka i torby na zakupy, które leżały w każdym kącie.
Po skończeniu pracy, rozejrzałam się z tryumfem po pokoju. Wreszcie zawitał tu ład. Wynosząc śmieci do kuchni, spojrzałam na wiszący tam zegar. Dochodziła szesnasta, czyli za około godzinę Carlisle będzie już w domu. Podjęłam decyzję, że do tego czasu zdążę jeszcze dokończyć książkę, do której dawno nie zaglądałam. Do przeczytania zostało mi sześć rozdziałów. W sam raz!
Odkładając książkę, przy której nieźle się wzruszyłam, usłyszałam dźwięk silnika samochodu mojego męża. Chciałam poczekać na niego w sypialni, ale tęsknota wzięła górę. Wybiegłam z domu jak strzała i zarzuciłam mu ręce na szyję. Efekt był taki, że rozległ się wielki huk i oboje upadliśmy na ziemię.Carlisle zaczął się śmiać, dołączyłam do niego.
- Dziękuję za niesamowite hmmm, powitanie, kochanie - jego uśmiech mnie onieśmielał.
- Wszystko dla ciebie - próbowałam wstać, ale mnie powstrzymał - Co robisz?
- Ta ziemia jest taka przyjemna - rzekł rozmarzonym głosem, jednocześnie patrząc mi w oczy - Mam dla ciebie niespodziankę.
- To już dziś druga - zamruczałam.
- Druga?
- Tak. Pokażę ci ją jutro.
- Nie mogę się doczekać. Moja jest trochę inna - podniósł się i pomógł mi wstać - Zostawię dokumenty i możemy iść.
- Dobrze, daj mi kilka minut, to się przebiorę - ruszyłam pędem do garderoby i założyłam czarną sukienkę z koronki. Kiedy wychodziłam z sypialni, mój ukochany zamykał właśnie drzwi gabinetu.
- Szybka jesteś -zbliżył się i pocałował mnie w szyję - Wyglądasz tak kusząco.
- Dziękuję. To gdzie idziemy?
- Zobaczysz - był coraz bardziej tajemniczy - Wykonam tylko jeden ważny telefon. Przepraszam na chwilę - oddalił się i wyjął komórkę. Z tego, co usłyszałam, rozmawiał z Alice. Ciekawe, o co chodziło.
- Już - oznajmił.
Zeszliśmy po schodach na parter. Kiedy zauważyłam, że kierujemy się do lasu, zapytałam, dokąd zmierzamy, na co odpowiedział :
- Jeszcze chwilka, skarbie.
W końcu spostrzegłam naszą polanę, z każdym krokiem coraz mniej skrytą za drzewami. Wydawało mi się, że oświetla ją jakieś światło, lecz to pewnie tylko złudzenie. Gdy podeszliśmy bliżej, zrozumiałam, że nic mi się nie przywidziało.
Cała polanka tonęła w różowych świecach. Na środku leżał biały, niezbyt duży koc pokryty płatkami róż.
- Boże, Carlisle - szepnęłam - Tu jest cudownie.
- Miałem nadzieję, że ci się spodoba - uśmiechnął się szeroko.
- Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Wystarczy mi twoja obecność- powiedział, biorąc mnie na ręce i przenosząc na koc. Ułożyłam się na nim i przyciągnęłam do siebie anioła. Czułam się wspaniale, ale miałam przeczucia że to nie koniec niespodzianek.
- Esme, muszę ci coś powiedzieć.
- Tak? - spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich troskę i radosne iskierki. Z pewnością było to coś dobrego.
- Dostałem urlop - w tym momencie chciałam krzyczeć i skakać ze szczęścia. Zamiast tego pocałowałam namiętnie mojego wybranka.
- Kocham cię - wyszeptałam.
- I to tylko dlatego, że dostałem urlop? - odparł z uśmiechem.
- Oczywiście, że nie - pokręciłam głową - Dlatego, że jesteś, że mnie kochasz. Dałeś mi wszystko, o czym kiedyś mogłam tylko pomarzyć. Cudowną rodzinę. Uczucie. Życie.
- To dzięki tobie. Tchnęłaś radość i miłość w moje życie.
- Nic więcej nie mów - przyłożyłam mu palec do ust i pocałowałam namiętnie. Na tym się nie skończyło - kilka chwil później byłam już bez sukienki i zajmowałam guziczkami od jego koszuli, na co zareagował długim, przeciągłym mruczeniem. Gdy pozbyliśmy się już odzieży wierzchniej, usiadłam na Carlisle'u, całując po nagim już torsie.
- Oszaleję z tobą - wyszeptał do moich na wpół otwartych ust.
Chwilę później oddaliśmy się chwili zapomnienia.
Carlisle
- Pora wracać? - przytaknąłem, zakładając ubrania leżące najbliżej koca. Reszta porozrzucana była po całej polanie.
Chwilę potem podążyłem wyznaczoną ścieżką do domu, stawiając czoła nadchodzącej codzienności. Była przy mnie moja ukochana istotka, bez której nigdy nie byłbym tym, kim jestem dziś.
Od autorek :
Wybaczcie, rozdział miał być w poniedziałek, ale z racji tego, że był długi i miałam stresa ( byłam ciekawa, z kim jestem w klasie), napisałam go dopiero dzisiaj. Następny pojawi się jeszcze w wakacje, a co do tych późniejszych, to nie wiem, co ile będę je dodawać. Pewnie raz w tygodniu, ale nic jeszcze nie wiadomo. Pozdrawiam, Magda.
Świetny rozdział, ale to jak zawsze. ;) Z tego co pamiętam, to Rose jest większa od Esme o jakieś 15 cm, ale to wasze opowiadanie. :) Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńzgadzam się z Esme, Rose jest wyższa
OdpowiedzUsuńwgl jest najwyższa z nich wszystkich ;d ( mam na myśli Bellę,Rose,Esme oraz Alice)
rozdział bardzo fajny ;d
A w naszym opowiadaniu jest niższa od Esme :**
UsuńHey. ;D Cudny rozdział ♥ Trochę inaczej niż w Zmierzchu, ale fajny ;D
OdpowiedzUsuńPS:Zostałaś prze ze mnie "Otagowana" . xdd Wejdź, a się dowiesz o co chodzi ;) http://rosemare-collins-my-story.blogspot.com/2012/09/tagi-d.html
dziękuje ale takie powiadomienia proszę w Spamowniku.
OdpowiedzUsuńIch miłość jest taka piękna. Chciałabym mieć tak samo <3
OdpowiedzUsuń