Pink Floyd - High Hopes
Gruba, kremowa kartka papieru z wytłaczanym na niej herbem rodziny królewskiej wędrowała z rąk do rąk.
- Jak już zdążyliście przeczytać, Aro jest wielce oburzony naszymi kontaktami z wilkołakami oraz ludźmi – spojrzałem na Edwarda, który siedział bez ruchu i wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt leżący na przeciwległej ścianie, myśląc nad czymś zawzięcie. To jego związek z Bellą miał na myśli władca Volturi. Wyczytał on już to z moich myśli wcześniej, lecz dopiero wypowiedziane na głos rozwiało wszystkie jego wątpliwości.
- Przecież nie złamaliśmy prawa. Dobre relacje z wilkołakami są nam potrzebne, a Bella będzie jedną z nas – odezwał się nagle Emmett. - Prawda Alice?
Dziewczyna kiwnęła głową, a jej kąciki ust nieznacznie uniosły się.
- Racja, miałam taką wizję. Było to jakiś czas temu, ale jestem niemal pewna, że to nastąpi – powiedziała.
Głos zabrał Jasper – pierwszy raz podczas dzisiejszego zgromadzenia:
- Coś mi tu nie pasuje. Aro jasno zaznaczył, że mają zamiary pokojowe, chcą tylko porozmawiać. Dlaczego więc postanowił zabrać ze sobą całą straż przyboczną i wszystkie żony? I dlaczego napisał o tym w liście?
- Dokładnie – włączyła się Rosalie. - Może chciał nas zastraszyć? Chociaż to też nie brzmi zbyt logicznie.
Zapadła cisza, przerywana cichymi, miarowymi oddechami zebranych. Przeniosłem wzrok na Emmetta siedzącego po mojej prawej. Trzymał list w ręce i oglądał jego każdy milimetr, jak gdyby chciał udowodnić, że coś przeoczyliśmy.
- To musi być jakiś podstęp – odezwał się w końcu. - Nie mają podstaw, żeby się tu zjawiać. Chodzi więc o coś więcej. Może o dary Alice i Edwarda? Zawsze chcieli mieć ich w swoich szeregach. Jednak z drugiej strony nie posunęliby się chyba do tego, aby przybyć z całym tym ich wojskiem i brać ich siłą.
Przejechałem kciukiem po sztywnym papierze koperty, zastanawiając się nad jego słowami. Nawet ja nie wiedziałem, jakie są prawdziwe zamiary Ara. Opowieść zawarta w liście z Volterry była tak naciągana i nieprawdziwa, że tylko głupi uwierzyłby w nią. Co planowała więc rodzina królewska? Dlaczego po tylu latach milczenia odezwali się z takim impetem?
Jak na komendę koperta wysunąwszy mi się z dłoni, opadła na ciężki blat stołu. A wraz z nią coś jeszcze. Coś, o czym nie miałem pojęcia. Wiedziałem jednak, że Volturi lubią zaskakiwać.
- Co jest, do cholery? - Emmett nachylił się nad stołem i chwycił małą karteczkę. A wtedy wszystko zaczęło dziać się tak szybko, że do dzisiaj nie jestem do końca przekonany, czy moja wersja była zgodna z tym, co się wtedy wydarzyło.
Kiedy Edward przeczytał treść kartki z myśli Emmetta, zachłysnął się powietrzem. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jego twarz sprawiała wrażenie przezroczystej, a oczy były wielkie jak spodki. Rosalie sięgnęła ponad stołem i wyrwała mu papier. Zlustrowała wzrokiem jego kolejne linijki, a gdy skończyła, zakryła usta dłonią i bez słowa podała mi kartkę. Usilnie unikała mojego wzroku, patrząc przed siebie. Byłem jednak sprytniejszy, spojrzałem na odbicie jej twarzy w szybie okna. Nie wyrażała żadnych emocji, przypominając porcelanową lalkę.
Niepewnie wziąłem od niej kartkę. Miałem mętlik w głowie, myśli podsuwały mi coraz to nowsze czarne scenariusze, jak gdyby prześcigały się w tym, który będzie gorszy. Nie chciałem tego czytać. Bardzo nie chciałem tego czytać. Łudziłem się, że może okaże się to jakimś żartem
Drogi Carlisle!
Jest mi niezmiernie trudno pisać ten list do Ciebie, lecz nie mam wyboru. Sprawy mojego małego królestwa są ważniejszen niż nasza wieloletnia przyjaźń, więc, proszę, uszanuj tę decyzję. Niedługo odbędzie się bal, na którym, zgodnie z tradycją, mam zamiar ogłosić swoją nową wybrankę. I tutaj pojawia się problem, ponieważ - jak pewnie wiesz - miała nią zostać Maurelitta. Wierz mi, drogi przyjacielu, szukałem wszędzie jej godnej następczyni, lecz bez skutku. A potem zdałem sobie sprawę, że wybór jest prosty, więc jeszcze tego samego dnia nakazałem sprowadzić suknię. Czy piękna Esme będzie dobrze prezentować się u mojego boku w czerwieni?
Aro
Zamarłem, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Poczułem się, jakbym umierał w środku, jakbym usychał. Ból powoli mnie paraliżował, ciało wpadało w odretwienie. Nawet nie wiedziałem, kiedy opadłem na krzesło. To się po prostu stało. Otoczyły mnie czyjeś ręce, a kolejne spoczęły na moich ramionach. Zakryłem twarz dłońmi, odgradzając się od ich współczujących spojrzeń. W moim świecie było teraz ciemno i zimno. I pusto. Bardzo pusto. Czas dla mnie stanął, a wszystko wokół przestało istnieć. Miałem ochotę wyjść z domu i, mknąc przed siebie, krzyczeć z bezsilności.
Potem przyszło niedowierzanie. Nie dopuszczałem do siebie tego, co przeczytałem. Nie chciałem, nie mogłem, nie potrafiłem. To przecież nie mogła być prawda, powtarzałem w duchu niczym modlitwę. Jednak z kazdą sekunda uderzało to we mnie mocniej, rozdzierając mnie na kawałki. Zacisnąłem mocno powieki, po czym powoli otworzyłem oczy, błagając w duchu, aby to wszystko okazało się tylko moim chorym wymysłem. Niestety, pustka trwała nadal.
- Dlaczego - Tylko tyle zdołałem wyszeptać.
Nie wytrzyma tam z nimi. Nie wytrzyma tego okrucieństwa, zabijania niewinnych ludzi dla świeżej krwi, brutalnego pozbywania się niepotrzebnych członków klanu. Ona - najwrażliwsza osoba chodząca po tym świecie, wolałaby zginąć niż zabić własnego wroga. Pełna ciepła i troski, pragnąca otoczyć swoją miłością każdą napotkaną osobę.
Czy to już naprawdę koniec? Czy straciłem ją bezpowrotnie? Czy nie ma dla niej żadnego ratunku? Cokolwiek?
To nie może się tak skończyć!
Podniosłem głowę. Wszyscy zastygli w bezruchu, czekając na to, co zamierzam zrobić. Przełknąłem ślinę i wypranym z emocji głosem wypowiedziałem te dwa słowa:
- Będziemy walczyć.
Cień uśmiechu przemknął przez twarze zebranych, choć oni sami wyglądali, jakby przez te kilka minut postarzali się o co najmniej dziesięć lat.
- Trzeba być dobrej myśli, tato.
Alice poklepała mnie po ramieniu.
Rose poprawiła się na krześle.
- Jak wygląda ten bal, o którym jest mowa w liście? - zapytała. Odpowiedział jej Edward:
- Aro wyprawia go co dziewięćdziesiąt cztery lata na pamiątkę dziewięćdziesięciu czterech dni panowania jego brata Gervasio. Przywłaszczył sobie on prawa do tronu, gdy Aro i najważniejsi członkowie klanu przebywali w Afryce, gdzie poszukiwali utalentowanych wampirów do swojej kolekcji. Gervasio miał więc ułatwioną sytuację, bowiem w Volterze pozostali nieliczni. Szybko zamordował swoich przeciwnikow i niedługo po tym zasiadał już na tronie. Podczas jego rządów zabito ponad połowę ludności zamieszkującej miasto.
Wkrótce do Volterry wróciła delegacja Aro i pokrzyżowała plany jego brata. Zdetronizowanie go było jednak bardzo trudnym zadaniem, ponieważ posiadał on ogromny dar - osoba, na której go używał w kilka sekund zapominała, kim jest i gdzie się znajduje. Z czasem ta zdolność rozwinęła się i Gervasio mógł atakować kilkanaście wampirów w tym samym czasie. Na ratunek przyszła Giovanna, która uwiodła go i zabiła w najmniej spodziewanym przez niego momencie. Na znak wdzięczności za uratowanie Volterry Aro pojął ją za żonę i wyprawił ogromny bal, na którym ogłosił swój ślub. Nie miał on jednak szczęścia, ponieważ kilka dekad później Giovanna została zabita przez zazdrosnego członka straży przybocznej. Władca znalazł jednak kolejną wybrankę, a historia zatoczyła koło, odbył się kolejny bal.
Od tamtej pory uroczystość stała się tradycją Volturich i ma miejsce regularnie. Do miasta przybywają wampiry z całego globu. Wszyscy tańczą i dobrze bawią się w swoim towarzystwie, a o północy zjawia się Aro ze swoją nową ukochaną. Po około godzinie goście wraz z całą rodziną królewska udają sie w odległe tereny i dokonują symbolicznego mordu, aby upamiętnić krwawe dziewięćdziesiąt cztery dni. Ceremonia ślubna odbywa się kolejnej nocy.
................................................................
Witam. Dziękuję za tak liczne wyświetlenia i komentarze. Niestety, długo trzeba było czekać na rozdział, jak zwykle w sumie. Pisany i dodawany z telefonu, także mogą pojawić się błędy, za które przepraszam. Nawet nieźle mi wyszedł, nie jest źle, nie jestem jednak do końca pewna co do tego, jak poprowadziłam Carlislea. Zostawiam to Wam do opinii.
Pozdrawiam :) <3
Witaj, moja pisareczko! Nawet nie wiesz, jak się zdziwiłam, kiedy do mnie napisałaś na fb. Co ja tu mogę dużo powiedzieć? Jest genialnie, jak zwykle. Moje zdziwienie było, jakie było, ponieważ to i owo mi zdradziłaś w naszych rozmowach, ale nie spodziewałam się, że wyjdzie to tak pięknie. Ten list-cud, malina! Mówiłaś, że listy trudno się pisze w opowiadaniu, fajnie to wyszło, a zwłaszcza końcówka. Oj, w Carlu się obudzi teraz żądza! Bardzo, bardzo podobało mi się, jak Carlisle opisywał wrażliwość Esme ♥♥♥ No nie mogę się wysłowić. Ty wiesz, że Cię kocham i kocham Twojego bloga. Ciekawe, czy wstawisz miniaturkę. Jakby co, to wiesz gdzie mnie szukać. Do napisania, kochanie ♥
OdpowiedzUsuńTwoja Eriss
Hej =)
OdpowiedzUsuńAch, długo czy nie, czekać było warto. Swoją drogą, umiliłaś mi poranek, tuż przed maturą ustną z angielskiego, więc pięknie dziękuję.
Sama nie jestem pewna, czego spodziewałam się po tym liście, ale na pewno nie czegoś takiego. Hm... Zaskoczyłaś mnie i to w jak najbardziej pozytywnym sensie. Och, mimo wszystko mam słabość do Volturi (okej, do Demetriego i Felixa xD), więc taki zwrot odpowiada mi tym bardziej. Ta historia o czwartym bracie Volturi i związanej z nią historii bardzo mi się podoba, więc wielkie brawa za intrygujący pomysł. Ogólnie sam pomysł balu i tym, że Aro właśnie Esme pragnie pojąć za żonę, jest intrygujący, więc tym bardziej niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Carlisle jest w morderczym nastroju, a to zdecydowanie nie jest u niego norma, co samo w sobie o czymś świadczy, prawda?
Jestem ciekawa w jaki sposób z tego wszystkiego wybrnął. Wątpię, by Esme chciała ze swoim lubym rozmawiać po tym wszystkim, a przecież ktoś powinien ją ostrzec. Oczywiście - jak to ja - mam nadzieję, że wszystko nie będzie słodkie i ułożone, ale chyba poznałam już Twój styl na tyle dobrze, żeby podejrzewać, iż również miejsce na akcję się znajdzie. Czekam niecierpliwie, naprawdę.
Błędów nie wyłapałam, przynajmniej po pierwszym czytaniu. Wiem coś o pisaniu i dodawaniu z telefonu, więc wierz mi, że efekt jest znakomity. Długość zresztą też, co jednak nie znaczy, że jestem usatysfakcjonowana - czekam na więcej.
Weny, czasu i pomysłów,
Nessa.
PS. Pięknie dziękuję za kolejne cudowne komentarze na Alyssy. Teraz myślę za każdym razem o Tobie i Eriss, kiedy dopracowuję sceny z Carlisle'm, Esme albo Carlosem. Mam nadzieję, że efekt będzie dość dobry aż do samego końca ^^
Spale Ara, ale najpierw mu skręce kark!Jak on może, co?Zdradzić najlepszego przyjaciela! To, jest karygodne.
OdpowiedzUsuńRozumiem,Carlisle'a, jak to czytałam ręce mi się trzęsły i nie wiem czemu, ale przeczuwałam, że on chce poślubić Esme.
Ogólnie rozdział cudny,teraz mam cichutką nadzieję, na to, że moja NAJUKOCHAŃSZA PARA NA CALUTKIM ŚWIECIE, się pogodzić.
Esme Anne Cullen
omg! tyle się dzieje! cały czas trzymasz w napięciu! :o
OdpowiedzUsuńniesamowity styl pisania i fabuła, jesteś moją idolką :)
będę tu zaglądać
ps. dołączyłam do obserwatorów i liczę na to samo :)
http://art-of-killing.blogspot.com/ zapraszam na moje ff z Justinem :) http://www.wattpad.com/story/39500185-art-of-killing - również na wattpadzie :)
Nigdy, ale to nigdy nie lubiłam Ara. Teraz jeszcze utwierdziłam się w tym...
OdpowiedzUsuńJak Można być takim perfidnym, zuchwałym.. i jeszcze mówić, że Carlisle to jego przyjaciel!!!!!!!
Po prostu brak słów...
Uśmiechnęłam się tylko na dwa słowa "Będziemy walczyć"
Teraz pozostaje mi tylko czekać i życzyć weny ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej hej! Przepraszam, że jestem dopiero dziś :D
OdpowiedzUsuńO kurcze - dużo się dzieje :D Volturi - hm... intrygujące xD Jakoś w filmie ich nienawidziłam, ale teraz (nie mam pojęcia co ze mną nie tak)... jakoś... nie przeszkadzają mi? Co ja gadam... Coś się dzieje na sto procent z moim mózgiem hahahaha :D
Ale serio - rozdział świetny ;)
Pozdrawiam! Czekam oczywiście na kolejny rozdział ;)
Zapraszałaś więc jestem :-)
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam pierwsze linijki nie byłam przekonana ale kiedy skończyłam byłam pewna że wpadlam na super bloga.Jestem dziwna wiem ale lubię Ara i w ogóle Volturi ale poprostu tu ich znienawidziłam jak oni mogą.Okej Aro stracił żone i takie tam ale musiła mu się akurat Esme spodobać no kurde.Czekam na nexta i życzę ci weny :*.
Mrs.Crazy (kiedyś wariatka z marzeniami)
Na bloga trafiam przypadkiem, w sumie przeczytałam na razie tylko ten rozdział , ale podoba mi się! :) Oby tak dalej! :) Zacznę nadrabiać poprzednie rozdziały, bardzo mnie to ciekawi.
OdpowiedzUsuńCałuję :*
Zapraszam do siebie, pierwszy post! :)
http://bookis-mydrug.blogspot.com/
Nawet nie masz pojęcia jak się ucieszyłam kiedy zobaczyłam, że jest nowy rozdział :) Długo czekałam i było warto bo rozdział jest cudowny ;) Bardzo zaskoczył mnie list od Aro. Esme jego wybranką?! O.o Ma trwać przy jego boku przez jakąś tradycję?! Oj, coś czuję, że to dopiero początek jakiejś niezłej akcji. Czekam na ciąg dalszy tej historii. Jestem pewna, że nas zaskoczysz :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Marta :D
PS Piszesz cudownie i z każdym rozdziałem coraz lepiej :)
PS 2 W wolnej chwili zapraszam do mnie :)
Czy nasze Carlisme, pogodzi się?
OdpowiedzUsuńProszę, powiedz.
Esme Anne Cullen
O kurde!
OdpowiedzUsuńAro i Esme?!
Załatwiłaś mnie tym... jak ja bardzo chce nowy rozdział :)
Świetnie piszesz ;)
Pozdrawiam i weny życzę :*