Ellie Goulding - Bittersweet
Nie, no, jak mogło się to stać? Przecież było tak dobrze, a tu nagle takie "BUM"!
Jakim cudem Chicago Bulls'owie mogli przegrywać z Boston Celtics'ami? Jednym punktem ale zawsze przegrywać. Przeklęty Marco. Gdyby podał tę piłkę Nate'owi.
Aż tu nagle...
Tak, jedziesz, Vladimir, dobrze! JEST! MAMY PUNKT! Zerwałem się na równe nogi i krzyknąłem z radości, ile sił w płucach. Ściany domu zaczęły się trząść.
Ej, chwila, czy tylko ja ekscytowałem się tak tym meczem? Spojrzałem na swoje rodzeństwo. Jazz spoglądał na ekran telewizora z przekrzywioną głową, ale założę się o dwa dolary, że nie wiedział, o co chodzi. Oglądał to, bo nie miał w sumie nic innego do roboty, a Alice, która siedziała obok i przeglądała nowe wydanie Glamara, czy jak to się tam nazywa, nie miała ochoty na... te sprawy. Edward natomiast zebrał Bellę do biblioteki. Ta, jasne, zabawa gwarantowana, uhu.
A gdzie się podziała moja piękna Rose? Zdążyło upłynąć jakieś sześć minut - spojrzałem na zegarek - no dobra, cztery, odkąd zeszła na dół, zobaczyć kto dzwoni.
- Emmett, Jasper, chodźcie tu szybko! - zawołała w końcu.
Bez nawet chwili wahania pobiegłem do drzwi, a tamci za mną.
Moja żona stała w progu, mocno zszokowana. W ręce trzymała jakąś małą kartkę.
- Co jest - zapytałem?
- Spójrz na to - podała mi arkusik, który okazał się wizytówką. Hmmm, chirurg plastyczny, ciekawy zawód. Druga strona już mnie tak nie ekscytowała, wręcz przeciwnie.
Kiedy wszyscy przeczytali już wiadomość od Heidi, atmosfera zrobiła się wyjątkowo drętwa, zapadła nieznośna cisza. Postanowiłem więc trochę rozładować napięcie.
- No to szykuje się niezła jatka - odparłem ucieszony.
Wszyscy popatrzyli na mnie jak na niedorozwiniętego idiotę.
Esme
- Może wydaję się to rezolutne i niebezpieczne, ale...pomyślałem o adopcji. Tylko takiej normalnej, tradycyjnej - powiedział Carlisle spokojnie.
Spojrzałam na niego przerażona tym, przez co będziemy musieli przejść. Wywiad środowiskowy, kompletne papiery, kilka spraw sądowych. Byłam jednak pewna, że dam radę. Wszystko, żeby tylko mieć takiego swojego maluszka.
- To jak, zgadzasz się?
- Tak, tak, tak, oczywiście, że tak!
Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży, adoptujemy dziecko, polecimy na wyspę, uporządkujemy sprawy rodzinne, będzie dobrze.
Kiwnęłam głową. Nie chciałam nic mówić. Ta chwila była magiczna. Gdyby tylko mogła trwac już zawsze.
- Omm, Afryka, szybka jest - skomentował Jasper.
Wiedziałam, że nie mogę ich okłamywać, ale robiłam to dla ich dobra. Nie chciałam psuć atmosfery, która ostatnio panowała w naszym domu. Byliśmy już tacy szczęśliwi, powoli odbudowywaliśmy nasze relacje rodzinne.
Usiadłam przy stole w kuchni i zaczęłam wszystko podliczać.Mamy wtorek, Heidi prawdopodobnie zaatakuje w przyszły poniedziałek wieczorem, czyli mamy sześc dni. Jej dar, czyli pole dźwiękowe, które ogłusza wszystkie wampiry, bardzo pomoże w walce. Szkoda tylko, że nie nam.
O tym, co stanie się w niedalekiej przyszłości powiem jutro popołudniu. Najpierw rodzicom, bo zareagują spokojniej i dojrzalej, a potem rodzeństwu. A Emmett'owi, to już w ogóle na końcu. Do teraz czuję się zniesmaczona tym, co powiedział kilka godzin wcześniej.
Możliwe, że udam się jutro do LA Push z prośbą o pomoc, ale pewnie mało zdziałam. Oprócz kilku wniosków o przekroczenie granic ich terytorium, nie utrzymywaliśmy żadnego kontaktu. Liczyłam jednak, że pomoże pomogą i w liczniejszym składzie pokonamy tę farbowaną idiotkę.
Próbowałam wstać, kiedy nawiedziła mnie kolejna wizja.
Widziałam ją.
Stałam obok Edwarda, który słyszał jej myśli, przepełnione nienawiścią.
Żądzą mordu.
Na tle niesamowitych ciemności tylko jej oczy, czerwone rubiny, pozwalały zidentyfikować jej położenie.
Burza rozpętała się na dobre. Wszędzie rozległ się głośny trzask, jakby jakiemuś wampirowi odrywano głowę.
Miała na sobie top z długim rękawem, workowate spodnie i ciężkie buty.
Wszystko czarne.
W ręku trzymała strzelbę i nóż do zabijania świń. Przy jej zdolnościach było to jednak zbyteczne.
Pogoda znów dała o sobie znać głośnym grzmotem.
Heidi odliczyła do trzech i ruszyła ku domowi.
By już ostatecznie z tym skończyć.
By dokończyć dzieło.
................................................................
Opis i trochę od siebie dodam jutro, bo teraz padam na twarz ze zmęczenia. Kocham Was <3 A, i dzięki za 4 tysie :*