piątek, 20 lutego 2015

Rozdział IV - Narada [EDIT 7.03.]

Carlisle

Danzig - Mother 

    Na początku wcale nie chciałem jej zatrzymywać, lecz gdy, nie oglądając się za siebie, wsiadła do auta, coś we mnie pękło. Wybiegłem za nią przed dom  z zamiarem powiedzenia prawdy, jednak było już za późno. Krzyczałem, aby została i pozwoliła mi wszystko wytłumaczyć, kiedy włączyła radio i przyspieszyła, znikając z pola widzenia.
    Z chwilą, gdy wjeżdżała na asfaltową drogę, poczułem pustkę. Jakby kolejne pokonywane przez nią kilometry, zabierały części mnie. Czyli to koniec? Pozwoliłem jej odejść, więc to zrobiła. Nie walczyłem. Pozwoliłem. Pozwoliłem. Pozwoliłem!
    A może było to najlepszym posunięciem w tej sytuacji? Przebywając z dala od domu, nie narazi się na niebezpieczeństwo. A gdy wszystko skończy się dobrze, znajdę ją i opowiem wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami. I wreszcie zacznie nam się układać. Bez kłamstw.
    Oh, Carlisle, od kogo nauczyłeś się bycia takim optymistą?
    Biłem się z myślami, oparty o chłodną framugę drzwi frontowych. Słońce chowało się już za horyzontem. Tak, słońce, twój dzień chyli się ku końcowi, ale jutro znów wstaniesz z nową nadzieją. Nadzieją dla mnie. Bo będę walczył. Dla Esme, o Esme.
    Wszedłem do środka.
    Ale najpierw opowiem wszystko czekającym w salonie dzieciom.

Esme

    Kilka lat temu dom rodziny Denali przeszedł gruntowny remont - od podłóg po najdrobniejsze detale, aż po dach. Oczywiście, miałam w tym swój udział. Z niesłychaną cierpliwością wysłuchiwałam kłótni o kolor szafek w kuchni, by po chwili zostać zasypana o najlepszy - według mnie - rodzaj kafelków w łazience. Podczas prac szczególnie umiłowałam sobie jeden pokój na poddaszu. Umiejscowiony w największej odległości od innych - dlatego też zapomniany przez domowników - urzekł mnie już w stanie surowym. Nie zdziwiłam się więc, że właśnie ten pokój wybrała Carmen na moje nowe lokum.
    Było to przestronne pomieszczenie pomalowane na gołębi kolor z mnóstwem światła wpuszczanego przez okna zajmujące całą lewą ścianę. Największą uwagę przyciągało ogromne, pokryte nieskazitelnie białą narzutą, łoże z drewnianymi kolumienkami. Po prawej stronie mieściła się dwudrzwiowa szafa, a obok niej półka od góry do dołu zapełniona rozmaitymi książkami.
    - Witaj w pokoju na poddaszu - oznajmiła Denalka. Uspokoiłam się już na tyle, żeby część jej jak zawsze znakomitego humoru powróciła. 
    - Dziękuję ci Carmen. Za wszystko.
    - Nie masz za co. Cieszę się, że przyjechałaś. 
    Podeszłam do niej bez słowa i mocno uściskałam. Cieszyłam się, że mogłam liczyć na tak wspaniałych przyjaciół.
    - Zostawię cię samą, żebyś mogła się rozpakować - powiedziała wampirzyca i wyszła, rzucając mi pokrzepiający uśmiech, gdy zamykała za sobą drzwi. Zostałam sama w tym ogromnym pokoju. 
    Opadłam na łóżko i wzięłam głęboki oddech. Przymknęłam powieki, wsłuchując się w stukot obcasów Carmen, która schodziła po schodach. Szybko przeszła do kuchni, potem do salonu. Za chwilę usłyszałam ją w holu, a następnie w...
    Nagle mój umysł zalała fala wspomnień, jednak nie całkiem kompletnych. Powoli przypominałam sobie, co zaszło w Forks, zanim odjechałam - leżałam w gabinecie Carlisle'a. Lecz co stało się wcześniej? Co było łącznikiem między tym wydarzeniem, a pojawieniem się Heidi i moim atakiem na nią? Nie myślałam nad tym wcześniej. Mój mózg najzwyczajniej wyparł te kwestię, uznając ją za niepotrzebną. Otworzyłam oczy i, wpatrując się w śnieżnobiały sufit, próbowałam stworzyć na nim wyimaginowany schemat sekwencji wydarzeń. 
    No dobrze. Pierwsze: Heidi. Po tym, jak opowiedziała wszystkim, co łączyło ją z Carlisle'm, rzuciłam się na nią. 
    Cieszyło mnie to, że pomimo bólu i cierpienia, jakich mi wyrządzili, potrafiłam na chłodno ocenić sytuację i zastanowić się nad jej przebiegiem. 
    Dwa: odepchnęła mnie od siebie, używając swojego potężnego daru - paraliżującej mgły, do złudzenia przypominającej umiejętność Aleca, brata Jane, członka rodziny Volturi. 
    Trzy... No właśnie, co działo się dalej? Jedyny fakt, jaki pamiętam po zderzeniu  z wilgotną od deszczu ziemią, był taki, że zalała mnie ciemność. Nie mogłam ruszać kończynami, myśleć, ani tym bardziej wołać o pomoc. W porządku, zaliczmy to jako wydarzenie numer trzy. 
    Cztery: nie pamiętałam już nic. Pustka. Ciemne skrawki czegoś przelatywały mi przez myśli, formując się w pytanie: gdzie byłam, gdy mnie nie było? Nie opuszczałam Forks, nie mogłam również stracić przytomności - wampiry tak nie robią. 
    A potem, jak gdyby nigdy nic znalazłam się w gabinecie Carlisle'a. Ile czasu minęło? Heidi zjawiła się późnym wieczorem, a ja wyjechałam zanim zaczęło zmierzchać, musiało więc trochę to potrwać. 
    Westchnęłam. Dlaczego to jest takie zagmatwane? 
    Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi na parterze – to pewnie Eleazar, Irina i Laurent. Szybko wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju, aby się przywitać. 

Carlisle

    Edwardzie, proszę, zbierz wszystkich w jadalni – przekazałem mu w myślach, wchodząc na pierwsze piętro. W wampirzym tempie skierowałem się do mojego gabinetu. W środku jak zawsze panował bałagan. Wszędzie piętrzył się stosy dokumentów – pamiątka mojej ostatniej papierkowej pracy – jednak pomimo tego nieporządku, wiedziałem, gdzie leży coś, co zaraz stanie się obiektem burzliwej dyskusji. Schyliłem się i wydobyłem ów przedmiot z najgłębszej części szuflady biurka i zszedłem do jadalni. Nigdy nie pełniła ona właściwej funkcji, bardziej pasowało do niej określenie pokój narad czy też centrum dowodzenia rodziny Cullen, jednak kwestie normalności brały tu górę.
    Miałem wielką nadzieję, że uda mi się im wyjaśnić, dlaczego postąpiłem tak, a nie inaczej. Wszystko spoczywało w moich rękach. 
    Usłyszałem Edwarda tłumaczącego zawzięcie rozwścieczonej Rosalie, że to, co mam do zakomunikowania, jest naprawdę bardzo ważne i pozwoli spojrzeć na całą sytuację z zupełnie innej strony. Od wyjazdu Esme nie kryłem się z myślami, usiłując uporządkować wszystkie minione wydarzenia, wiedział on już więc o każdym zdarzeniu, jakie miało miejsce. 
    Wziąłem głęboki oddech i przekroczyłem próg pomieszczenia. 
    Wszyscy już czekali. Przy długim, owalnym stole w kolorze mahoniu zasiadali na swoich zwykłych miejscach lekko nieobecna Alice, Emmett o nieodgadnionym wyrazie twarzy, Edward rzucający mi współczujące spojrzenie oraz Rosalie, patrząca na mnie z wyrzutem. Jasper stał pod ścianą, obok okna, ze wzrokiem wbitym w ścianę. 
    Usiadłem na tym krześle, co zwykle, na wschodnim krańcu stołu, jednak po chwili wstałem. Miejsce obok mnie było puste – to Esme powinna je zając. Powinniśmy siedzieć blisko siebie, trzymając się za ręce, jak to mieliśmy w zwyczaju podczas każdej narady rodzinnej. Chciałbym, żeby tu była, pomyślałem – może wtedy…
    Ktoś chrząknął, być może Jasper. Zreflektowałem się, że tępo wpatrywałem się w krzesło Esme. Niepewnie zacząłem swoją przemowę:
    - Dziękuję, że zgodziliście się mnie wysłuchać.
    - Do rzeczy – przerwała mi Rosalie. Jej oczy ciskały niewidzialne gromy wycelowane prosto we mnie. - Edward nic nam nie powiedział, więc czekanie, aż nas łaskawie oświecisz, staje się już uciążliwe.
    - Rose – upomniał ją Emmett, na co blondynka uspokoiła się.
    Kontynuowałem.
    - Jak wiecie, Heidi powiedziała nam wszystkim coś okropnego. Coś, co nigdy nie miało miejsca.
    Rozległ się szum rozmów, każdy chciał coś dodać, kwestionując moje słowa. Edward uciszył ich skutecznie, uderzając otwartą dłonią o blat stołu. Posłał mi pokrzepiający uśmiech, poczułem się trochę lepiej. 
    - Heidi była – zawahałem się, szukając odpowiedniego określenia – była chora. Oczywiście żaden lekarz tego nie potwierdził, co nie zmienia faktu, że nie panowała nad sobą, nie kontrolowała się. Może działo się tak dlatego, że miała trudne dzieciństwo, może były jeszcze jakieś inne powody, tego nie wiem.
    Zamilkłem. Czemu bronię osoby, która w pewnym stopniu doprowadziła do sytuacji, w której się znalazłem? Nie miałem nawet najmniejszego powodu, by to robić. 
    Zwiesiłem głowę. To była najtrudniejsza rozmowa w całej mojej długiej egzystencji. Aczkolwiek wiedziałem, że bez nich nie dam sobie rady. 
    - Chciałem wam po prostu powiedzieć, że nigdy nie dałem waszej mamie powodów, żeby cierpiała przeze mnie. Ja… bardzo ją kocham. - Opanowałem drżenie głosu przy wypowiadaniu ostatnich słów.
    - To dlatego wtedy nie zaprzeczyłeś? Nie odezwałeś się wtedy choćby jednym słowem a potem pozwoliłeś jej odejść!
    Alice wpatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem, którego jeszcze nigdy u niej nie zarejestrowałem. Po chwili jej oczy zaszły mgłą, zaczęła wpatrywać się w jeden punkt nieobecnym wzrokiem. Jasper zrobił krok w jej stronę. Wizja. Wyjątkowo krótka, ponieważ po upłynięciu paru sekund była już z powrotem. Odezwała się cicho, przerywając niezręczną ciszę:
    - Widziałam ją. Mamę. Kupi bilet na lot na Alaskę i poleci do sióstr Denali. Zostanie tam około tygodnia.
    Przez twarz Edwarda przebiegł delikatny uśmiech. Najwyraźniej pomyśleliśmy o tym samy i on również cieszył się, że Esme będzie bezpieczna, gdy to wszystko miało nadejść. 
    - Odpowiesz wreszcie na moje pytanie? - odparła Alice już nieco łagodniej.
    Dopiero teraz przypomniałem sobie o kopercie, którą przez cały czas trzymałem w dłoni. Jasper i Emmett spojrzeli po sobie. Wyjąłem list ze środka, drobne kawałki przełamanej już wcześniej charakterystycznej pieczęci klanu Volturi posypały się na stół, i podałem go siedzącej najbliżej Alice. Przeczytała go w kilka chwil, podczas których emocje na jej twarzy zmieniały się niczym w kalejdoskopie; od złości, po rozpacz i niedowierzanie.
    - Dlaczego nie miałam wizji? - wyjąkała, podając kartkę  Emmett'owi.
    - Nie podjęli jeszcze ostatecznej decyzji, kryją się - odpowiedziałem. - Ten list miał być swego rodzaju zapowiedzią. Chcą, abyśmy byli przygotowani.
    - Czyli co z tego wyniknie? - spytała Rosalie.
    - Kłopoty, duże kłopoty. Takie, z którymi nie mieliśmy jeszcze do czynienia.   


 ................................................................

Tak, wiem, kolejna długa przerwa. Mogłabym obiecać systematyczność, lecz obiecywanie nie za bardzo mi wychodzi. Nie jestem zbyt zadowolona z najnowszego tworu, lecz nie jest taki zły. Nie dowiadujemy się z niego wielu rzeczy, jednak akcja stopniowo przyspiesza. 
Tak, Volturi! Nie miałam pomysłu na inny wątek, a ten z rodziną królewską wydał mi się ciekawy. Od razu uprzedzam, że zamierzam ostro odejść od kanonu, bo... mogę XD
Chciałabym podziękować tym, którzy wchodzili tutaj, gdy nie pojawiały się żadne rozdziały. Notkę dedykuję wszystkim czytającym. 
Jestem wdzięczna za każde wyświetlenie, jest ich już naprawdę bardzo duuużo. 
Pozdrawiam! :)
 ................................................................

Liebster Award

    Generalnie od jakiegoś czasu nie bawię się w żadne nominacje itp., ale teraz zrobiłam wyjątek. Nominowała mnie cudowna Murlawa Procent, której z całego serca dziękuję (jej blogi możecie zobaczyć TU i TU oraz u mnie w 'linkach', gorąco polecam, kawał dobrej roboty!)

    Jest to nominacja otrzymana od innego bloggera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest ona przyznawana blogom mniejszej ilości obserwujących, dając możliwość rozpowszechnienia. Po otrzymaniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie nominujesz 11 osób (nie można jednak nominować osoby, która nominowała ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań.

    Ja niestety nie zamierzam nikogo nominować, gdyż wszystkie blogi zostały już dawno nominowane albo nie biorą udziału w tej zabawie. 

1. Gdybyś mógł przenieść się w czasie, jaki okres byś wybrał?
Wydaje mi się, że jest dobrze tak, jak jest. Nie chcę niczego zmieniać.
2. Gdybyś mógł zamienić się na jeden dzień życiami z bohaterem literackim lub filmowym kogo byś wybrał?
Chciałabym być Edwardem ze Zmierzchu i czytać w myślach innych osób.
3. Czy według ciebie jest jakaś ekranizacja lepsza od książki?
Jeszcze się z taką nie spotkałam :)
4. W jakim momencie twojego życia wpadłeś na pomysł swojej historii?
To było w wakacje. Nuda była jednym z większych powodów założenia przeze mnie bloga. 
5. Znasz już zakończenie swojego opowiadania?
Nie wiem, co będzie z kolejnej notce, a co dopiero jakie będzie zakończenie xd
6. O której godzinie zazwyczaj piszesz?
Najlepiej pisze mi się w nocy, ponieważ jestem wtedy najbardziej skoncentrowana i nikt mi nie przeszkadza.
7. Jaka jest twoja ulubiona baśń z dzieciństwa?
Chyba 'Księżniczka na ziarnku grochu'.
8. Jaka jest twoja ulubiona kołysanka?
Nie znam żadnych kołysanek.
9. Wolisz spacerować nocą czy za dnia?
I dzień, i noc mają w sobie coś specyficznego. Wolę jednak nocą. 
10. Czy któryś z twoich bohaterów jest wzorowany na prawdziwej osobie z twoje otoczenia?
Nie, choć mam w planach wprowadzenie kilku postaci, a wtedy kto wie? :)

11. Co jest najobrzydliwszą rzeczą na świecie?
Przemoc z stosunku do dzieci, gwałty itp. 


Jeszcze raz dziękuję za nominację :)