Paloma Faith - Only Love Can Hurt Like This
Zamrugałam gwałtownie, żeby przyzwyczaić oczy do jaskrawego, popołudniowego słońca wdzierającego się przez ogromne okno. Wielka, pomarańczowa kula, powoli skrywająca się za horyzontem, była pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam.
Przejechałam wzrokiem po pokoju, w którym się znajdowałam. Było tu dużo książek, a na środku stało ogromne biurko z piętrzącymi się na nim różnego rodzaju dokumentami. Po chwili zrozumiałam, że leżałam na kanapie w gabinecie Carlisle'a, szczelnie przykryta kocem.
W głowie mi huczało - wydawało mi się, że ona sama ważyła więcej niż całe ciało. Czułam się bardzo dziwnie, jakby wyrwana z głębokiego snu, ale przecież wampiry nie śpią, to niemożliwe. Nie mogłam przypomnieć sobie, jak się tu znalazłam. Nic, pustka. Jak gdyby ktoś wyssał mi pamięć.
Dopiero po chwili dałam sobie sprawę, że nie jestem sama. W pokoju musiały znajdować się trzy osoby, ponieważ tyle oddechów słyszałam. Były miarowe i spokojne. Kolejne dochodziły bodajże z ogrodu. Towarzyszył mi nerwowy werbel wygrywany paznokciami na drewnianym blacie stołu.
Nagle poczułam na ramieniu czyjąś ciepłą rękę, która zjechała w dół aż do nadgarstka, po czym splotła swoje palce z moimi i delikatnie je pogłaskała.
- Esme.
Zadrżałam. Dobrze wiedziałam, do kogo należy ten zjawiskowy baryton.
Powoli przypominałam sobie wszystko. Oczy zaszły mi mgłą, kiedy powoli studiowałam w myślach karty tamtych wydarzeń. Przeszłość bolała, jak nigdy dotąd. Chciałam uciec od niej. Obudzić się z myślą, że to wszystko było tylko znienawidzonym koszmarem.
- Esme.
Spojrzałam na niego.
Pochylał się nade mną, nasze twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. Jego dosyć ciemne dzisiaj oczy wpatrywały się we mnie intensywnie. Były jak lustro, mogłam wyczytać z nich milion emocji, od zatroskania po strach, przerażenie, nikłą radość czy niepokój. Wplótł prawą rękę w moje włosy. Zrobił to niesamowicie delikatnie. Poczułam się tak, jakbym właśnie znalazła coś, czego szukałam od dawna, jakbym odzyskała cząstkę siebie.
Chwilę później moje myśli zalała fala ogromnego bólu wspomnień. Skrzywiłam się mimowolnie. Zauważył to, spojrzał na mnie z przerażeniem, zignorowałam go jednak i uciekłam wzrokiem w bok.
Przed oczami stanęły mi najszczęśliwsze chwilę mojego życia z Carlislem.
- Kocham cię, Esme.
Przysunęłam się do niego, tak, że dzieliły nas tylko centymetry, i dotknęłam jego warg moimi. Były takie delikatne, takie ciepłe. Całowały z pasją, jak gdyby Carlisle chciał przekazać tym pocałunkiem wszystkie uczucia, jakimi mnie darzył. Nie li...
- Chodźmy, chłopaki, sprawdźmy, co się dzieje na dole - odrzekł Edward. Po chwili drzwi zamknęły się i zostaliśmy sami.
Podciągnęłam się do pozycji siedzącej.
Carlisle próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, lecz ja uparcie patrzyłam przed siebie. Nie potrafiłam inaczej.
Z jednej strony kochałam go tak bardzo, z drugiej nienawidziłam za to, co mi zrobił.
Usiadł koło mnie, po czym chwycił moją twarz w swoje dłonie.
Carlisle pocałował mnie, po czym powiedział swoim troskliwym głosem :
- Esme, czy mówiłem ci już, że kocham cię nad wszystko, nad całe moje życie? - popatrzyłam na niego przez chwilę. Mój jasnowłosy anioł nie zmienił się od momentu, gdy spotkałam go pierwszy raz. Był czuły, opiekuńczy... Za te cechy kochałam go najbardziej. Kochałam go na wieki.
Dość.
Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, lecz zamknął je szybko, kiedy wyrwałam się mu i pospiesznie wstałam z łóżka. Nie panowałam nad sobą. Smutek, złość i żal robiły to za mnie.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? - krzyknęłam.
Spojrzał na mnie, lekko zdziwiony moim wybuchem. Nigdy się tak nie zachowywałam, nigdy nie wrzeszczałam na innych ludzi.
- Kochanie, ja...
- Nie bądź smieszny - przerwałam mu - nie ma żadnego kochanie, nie ma już nas, wszystko zepsułeś!
Z mojego gardła wydobył się zduszony szloch. Podeszłam do drzwi prowadzących na korytarz i oparłam się o nie.
Wiedziałam, że nie mogłam pozostać tu dłużej, nie chciałam. Nie potrafiłam dłużej na niego patrzeć i zatracać się w bólu, musiałam wyjechać i na spokojnie wszystko przemyśleć.
Weszłam do garderoby, skierowałam się do drugiej szuflady i wyjęłam nieduża torbę podróżna. Walizka okazałaby się za wielka, toteż poprzestałam na tym. Następnie otworzyłam pierwsza lepsza szafkę i wrzucałam do niej ubrania, nie patrząc nawet, jakie.
Zamrugałam gwałtownie, żeby przyzwyczaić oczy do jaskrawego, popołudniowego słońca wdzierającego się przez ogromne okno. Wielka, pomarańczowa kula, powoli skrywająca się za horyzontem, była pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam.
Przejechałam wzrokiem po pokoju, w którym się znajdowałam. Było tu dużo książek, a na środku stało ogromne biurko z piętrzącymi się na nim różnego rodzaju dokumentami. Po chwili zrozumiałam, że leżałam na kanapie w gabinecie Carlisle'a, szczelnie przykryta kocem.
W głowie mi huczało - wydawało mi się, że ona sama ważyła więcej niż całe ciało. Czułam się bardzo dziwnie, jakby wyrwana z głębokiego snu, ale przecież wampiry nie śpią, to niemożliwe. Nie mogłam przypomnieć sobie, jak się tu znalazłam. Nic, pustka. Jak gdyby ktoś wyssał mi pamięć.
Dopiero po chwili dałam sobie sprawę, że nie jestem sama. W pokoju musiały znajdować się trzy osoby, ponieważ tyle oddechów słyszałam. Były miarowe i spokojne. Kolejne dochodziły bodajże z ogrodu. Towarzyszył mi nerwowy werbel wygrywany paznokciami na drewnianym blacie stołu.
Nagle poczułam na ramieniu czyjąś ciepłą rękę, która zjechała w dół aż do nadgarstka, po czym splotła swoje palce z moimi i delikatnie je pogłaskała.
- Esme.
Zadrżałam. Dobrze wiedziałam, do kogo należy ten zjawiskowy baryton.
Powoli przypominałam sobie wszystko. Oczy zaszły mi mgłą, kiedy powoli studiowałam w myślach karty tamtych wydarzeń. Przeszłość bolała, jak nigdy dotąd. Chciałam uciec od niej. Obudzić się z myślą, że to wszystko było tylko znienawidzonym koszmarem.
- Esme.
Spojrzałam na niego.
Pochylał się nade mną, nasze twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. Jego dosyć ciemne dzisiaj oczy wpatrywały się we mnie intensywnie. Były jak lustro, mogłam wyczytać z nich milion emocji, od zatroskania po strach, przerażenie, nikłą radość czy niepokój. Wplótł prawą rękę w moje włosy. Zrobił to niesamowicie delikatnie. Poczułam się tak, jakbym właśnie znalazła coś, czego szukałam od dawna, jakbym odzyskała cząstkę siebie.
Chwilę później moje myśli zalała fala ogromnego bólu wspomnień. Skrzywiłam się mimowolnie. Zauważył to, spojrzał na mnie z przerażeniem, zignorowałam go jednak i uciekłam wzrokiem w bok.
Przed oczami stanęły mi najszczęśliwsze chwilę mojego życia z Carlislem.
- Kocham cię, Esme.
Przysunęłam się do niego, tak, że dzieliły nas tylko centymetry, i dotknęłam jego warg moimi. Były takie delikatne, takie ciepłe. Całowały z pasją, jak gdyby Carlisle chciał przekazać tym pocałunkiem wszystkie uczucia, jakimi mnie darzył. Nie li...
- Chodźmy, chłopaki, sprawdźmy, co się dzieje na dole - odrzekł Edward. Po chwili drzwi zamknęły się i zostaliśmy sami.
Podciągnęłam się do pozycji siedzącej.
Carlisle próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, lecz ja uparcie patrzyłam przed siebie. Nie potrafiłam inaczej.
Z jednej strony kochałam go tak bardzo, z drugiej nienawidziłam za to, co mi zrobił.
Usiadł koło mnie, po czym chwycił moją twarz w swoje dłonie.
Carlisle pocałował mnie, po czym powiedział swoim troskliwym głosem :
- Esme, czy mówiłem ci już, że kocham cię nad wszystko, nad całe moje życie? - popatrzyłam na niego przez chwilę. Mój jasnowłosy anioł nie zmienił się od momentu, gdy spotkałam go pierwszy raz. Był czuły, opiekuńczy... Za te cechy kochałam go najbardziej. Kochałam go na wieki.
Dość.
Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, lecz zamknął je szybko, kiedy wyrwałam się mu i pospiesznie wstałam z łóżka. Nie panowałam nad sobą. Smutek, złość i żal robiły to za mnie.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? - krzyknęłam.
Spojrzał na mnie, lekko zdziwiony moim wybuchem. Nigdy się tak nie zachowywałam, nigdy nie wrzeszczałam na innych ludzi.
- Kochanie, ja...
- Nie bądź smieszny - przerwałam mu - nie ma żadnego kochanie, nie ma już nas, wszystko zepsułeś!
Z mojego gardła wydobył się zduszony szloch. Podeszłam do drzwi prowadzących na korytarz i oparłam się o nie.
Wiedziałam, że nie mogłam pozostać tu dłużej, nie chciałam. Nie potrafiłam dłużej na niego patrzeć i zatracać się w bólu, musiałam wyjechać i na spokojnie wszystko przemyśleć.
Weszłam do garderoby, skierowałam się do drugiej szuflady i wyjęłam nieduża torbę podróżna. Walizka okazałaby się za wielka, toteż poprzestałam na tym. Następnie otworzyłam pierwsza lepsza szafkę i wrzucałam do niej ubrania, nie patrząc nawet, jakie.
Stanął w progu garderoby.
- Wyjeżdżasz?
- Jak widać - odparłam chłodno, udając ze jestem zajęta pakowaniem odzieży.
- Jak widać - odparłam chłodno, udając ze jestem zajęta pakowaniem odzieży.
- Proszę, nie rób tego.
Podeszłam do niego z pełna już torba.
- Mam żyć tu ze świadomością, że wskoczyłeś do łózka innej kobiecie? - spojrzałam mu z pogarda głęboko w oczy.
Nie opowiedział już nic, a ja korzystając z sytuacji przepchnęłam się do wyjścia i weszłam na korytarz, trzaskając za sobą drzwiami.
Dzieci siedziały w kuchni, spojrzały po sobie, kiedy koło nich przechodziłam, ale nic nie powiedziały.
Przepraszam, nie umiem inaczej, bardzo, bardzo was kocham, mam nadzieje, że niedługo się zobaczymy - przekazałam Edwardowi w myślach.
Zeszłam do garażu, gdzie czekał na mnie mój samochód. Położyłam torbę na fotelu pasażera po czym jeszcze raz obejrzałam się wokoło i wsiadłam.
Kiedy minęłam już dom,poczułam przeogromna pustkę. W ciągu kilku dni straciłam mężczyznę życia i musiałam rozstać się z rodzina. Wiedziałam, że tak będzie jednak najlepiej, nie mogłam udawać, ze wszystko było w porządku, choć tynk życia walił mi się na głowę.
Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi wejściowych.
Krzyczał za mną, błagał, żebym wróciła, lecz nic to nie poskutkowało.
Włączyłam radio, żeby choć trochę go zagłuszyć. Leciała jakaś skoczna muzyka.
Kiedy wyjeżdżałam już z leśnej drogi prowadzącej do domu, nadal go słyszałam, jednak po chwili ucichł. Zdecydowanym ruchem wyłączyłam radio i wjechałam na główną. Przyspieszyłam. Na drodze nie było żadnego ruchu. Mogłam spokojnie jechać lewym pasem i nic by się nie stało, nikt by nie zauważył. Wskaźnik pokazywał dokładnie sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, ale nic mnie to nie obchodziło. Byłam ponad tym
Jechałam przed siebie, nie znałam konkretnego celu mojej podróży.
Jak najdalej.
Spoglądając na wiekowe sosny rosnące po obu stronach drogi, starałam się poukładać wszystko na spokojnie. Nadal nie pamiętałam wielu wydarzeń z przeszłości, na przykład - dlaczego straciłam przytomność? Wampiry przecież tego nie robią.
Moje myśli co rusz podsyłały mi raniące obrazki, przez które chciałam wyć, a ja usilnie je wypierałam. Starałam się o tym nie myśleć, gdyż w innym przypadku załamałabym się.
Zadzwonił telefon. Otworzyłam torebkę prawą ręką, lewa spoczęła na kierownic - na czterdziestej piątej minucie, jak kiedyś uczył mnie Carlisle.
O wilku mowa.
Wyrzuciłam telefon przez okno. We wstecznym lusterku zobaczyłam, że mało co z niego zostało. Cóż się dziwić przy takiej prędkości.
Mroczny las powoli zmieniał się w przydrożne bary.
Oj, Esme, jak to teraz z tobą będzie?
Nie wiedziałam.
Dedykuję kochanym Nessie i Eriss, które już się chyba nie mogły doczekać :)
W tym rozdziale próbowałam skupić się na emocjach Esme. Wydaję mi się, że są w porządku, ale nie mam porównania, nigdy nie byłam w takiej sytuacji (XD).
Może nie ma w nim dużo akcji, ale podoba mi się. Mogłam bardziej popracować nad zachowaniem Carlisle'a (dlaczego nie walczył o Esme), ale zostawiłam, jak jest. Czemu? Dowiecie się w kolejnych. Od razu uprzedzam - dość mocno odejdę od kanonu autorki sagi.
Oczywiście można było dodać notkę wcześniej, ale raz oceny, dwa laptop w naprawie i tak mi zleciało.
Na szczęście mam już oficjalnie wakacje, także muszę sprężyć dupę i szybko coś napisać.
Jakieś błędy? Śmiało tyknąć, rozdział pisałam z telefonu :)
A więc miłych wakacji i pozdrawiam :*
Jak Wam się podoba nowy szablon? Męczyłam się nad nim trzy dni, ale było warto :)
Ps. Jakby ktoś chciał ze mną popisać na gg lub po prostu spytać, kiedy rozdział - 43477401. Możecie również podać swoje, to napiszę pierwsza ;)
Podeszłam do niego z pełna już torba.
- Mam żyć tu ze świadomością, że wskoczyłeś do łózka innej kobiecie? - spojrzałam mu z pogarda głęboko w oczy.
Nie opowiedział już nic, a ja korzystając z sytuacji przepchnęłam się do wyjścia i weszłam na korytarz, trzaskając za sobą drzwiami.
Dzieci siedziały w kuchni, spojrzały po sobie, kiedy koło nich przechodziłam, ale nic nie powiedziały.
Przepraszam, nie umiem inaczej, bardzo, bardzo was kocham, mam nadzieje, że niedługo się zobaczymy - przekazałam Edwardowi w myślach.
Zeszłam do garażu, gdzie czekał na mnie mój samochód. Położyłam torbę na fotelu pasażera po czym jeszcze raz obejrzałam się wokoło i wsiadłam.
Kiedy minęłam już dom,poczułam przeogromna pustkę. W ciągu kilku dni straciłam mężczyznę życia i musiałam rozstać się z rodzina. Wiedziałam, że tak będzie jednak najlepiej, nie mogłam udawać, ze wszystko było w porządku, choć tynk życia walił mi się na głowę.
Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi wejściowych.
Krzyczał za mną, błagał, żebym wróciła, lecz nic to nie poskutkowało.
Włączyłam radio, żeby choć trochę go zagłuszyć. Leciała jakaś skoczna muzyka.
Kiedy wyjeżdżałam już z leśnej drogi prowadzącej do domu, nadal go słyszałam, jednak po chwili ucichł. Zdecydowanym ruchem wyłączyłam radio i wjechałam na główną. Przyspieszyłam. Na drodze nie było żadnego ruchu. Mogłam spokojnie jechać lewym pasem i nic by się nie stało, nikt by nie zauważył. Wskaźnik pokazywał dokładnie sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, ale nic mnie to nie obchodziło. Byłam ponad tym
Jechałam przed siebie, nie znałam konkretnego celu mojej podróży.
Jak najdalej.
Spoglądając na wiekowe sosny rosnące po obu stronach drogi, starałam się poukładać wszystko na spokojnie. Nadal nie pamiętałam wielu wydarzeń z przeszłości, na przykład - dlaczego straciłam przytomność? Wampiry przecież tego nie robią.
Moje myśli co rusz podsyłały mi raniące obrazki, przez które chciałam wyć, a ja usilnie je wypierałam. Starałam się o tym nie myśleć, gdyż w innym przypadku załamałabym się.
Zadzwonił telefon. Otworzyłam torebkę prawą ręką, lewa spoczęła na kierownic - na czterdziestej piątej minucie, jak kiedyś uczył mnie Carlisle.
O wilku mowa.
Wyrzuciłam telefon przez okno. We wstecznym lusterku zobaczyłam, że mało co z niego zostało. Cóż się dziwić przy takiej prędkości.
Mroczny las powoli zmieniał się w przydrożne bary.
Oj, Esme, jak to teraz z tobą będzie?
Nie wiedziałam.
................................................................
Dedykuję kochanym Nessie i Eriss, które już się chyba nie mogły doczekać :)
W tym rozdziale próbowałam skupić się na emocjach Esme. Wydaję mi się, że są w porządku, ale nie mam porównania, nigdy nie byłam w takiej sytuacji (XD).
Może nie ma w nim dużo akcji, ale podoba mi się. Mogłam bardziej popracować nad zachowaniem Carlisle'a (dlaczego nie walczył o Esme), ale zostawiłam, jak jest. Czemu? Dowiecie się w kolejnych. Od razu uprzedzam - dość mocno odejdę od kanonu autorki sagi.
Oczywiście można było dodać notkę wcześniej, ale raz oceny, dwa laptop w naprawie i tak mi zleciało.
Na szczęście mam już oficjalnie wakacje, także muszę sprężyć dupę i szybko coś napisać.
Jakieś błędy? Śmiało tyknąć, rozdział pisałam z telefonu :)
A więc miłych wakacji i pozdrawiam :*
Jak Wam się podoba nowy szablon? Męczyłam się nad nim trzy dni, ale było warto :)
Ps. Jakby ktoś chciał ze mną popisać na gg lub po prostu spytać, kiedy rozdział - 43477401. Możecie również podać swoje, to napiszę pierwsza ;)